Biennale Berlińskie celowo było nieokreślone, bez wyrazu, bez emocji, bez głębszej myśli, bez cienia – ani światła. Zaplanowana nuda i słabość, misterne rozdysponowanie milionów euro. Smutne, ponure, entropia. Autorzy tekstów zamieszczonych w Arteonie chłodno opisują co, gdzie, jak; w Obiegu starają się dyplomatycznie wyciągnąć sens z całego przedsięwzięcia. Przerzucają czasami odpowiedzialność z kuratorów na samą sztukę, nie dającą sobie rady „bez pudru” kuratorskiego konceptu, bądź tłumaczą zastaną sytuację jakością współczesności, jakoby biennale odzwierciadlać miało jej pustkę i bezforemność. Czy nie znudziliśmy się jeszcze koncepcjami w stylu, że coś jest kiepskie celowo? Czy rzeczywiście współczesność i człowiek, jej przedstawiciel są w tak fatalnej kondycji, zwłaszcza psychicznej? Brak emocji, brak wizji, brak dążeń, brak przeżyć, jakichkolwiek liczących się wartości – ten stan nie reprezentuje człowieka współczesnego, jeśli kuratorzy tak to odczuwają, powinni zaznaczyć, iż jest to ich wizja świata, wizja, którą posiada być może obecnie elita intelektualna, narzucająca ją reszcie społeczeństwa. No cóż, znów wracamy do zwykłego bytu i materialności, której częścią jest zwykły marketing. Jedną z głównych zasad na dziś jest innowacyjność firmy, a jeśli klienci nie mają potrzeb na wymyślone produkty, to trzeba je stworzyć. My jako zwykłe Krasnale, którym nie zależy na wyścigu intelektualnym, lecz bardziej na kontakcie z życiem i szczerym z nim związkiem, nie mogliśmy nie zareagować na ową sztuczną sztuczność i brak czegokolwiek. Krasnale, które nazbieraliśmy do bagażnika w drodze z Polski do Niemiec, same prosiły się o postawienie w kilku punktach. Ich radosny, czerwony kolor, uśmiech od ucha do ucha, pozdrowienia z Polski, wprowadzały zdecydowane ożywienie. Hmm… ożywienie nie pasujące do patosu i powagi wielkiego biennale – czy bezforemności i nudy kiepskiego biennale? O sztucznej i nieszczerej koncepcji kuratorów Adama Szymczyka i Eleny Filipowic świadczy ich całkowicie sztywne i uformowane do bólu podejście do jednoznacznego wyglądu biennale, na którym przysłowiowa mucha siąść nie może. Bezforemność niby nadchodząca z zewnątrz jest w gruncie rzeczy misternie wykreowaną przez nich sytuacją, bezbronną nie poprzez brak możliwości artystów czy świata współczesności, lecz poprzez nakaz decydujących kuratorów. Wszelkie teorie sprawdza się najlepiej w doświadczeniu, dlatego konkretne, bijące po oczach swą formą krasnale stanęły przed Kunst-Werke, pawilonem Neue Nationalegalerie, Schinkel Pavillon. Niemal zdało się słychać wołanie: „co to jest? Kto śmie zakłócać naszą wspaniałą Nudę?” Nikomu nie pozwolono pozbyć się zaplanowanego owiania atmosferą wielkiej Nudy i krasnale tuż po ich nakryciu zlikwidowano. Nie tak łatwo było w parku rzeźby. Do grona eksponatów zamiast krasnala, dołączyła pomarańczowa, plastikowa świnia, której przez kilka dni udało się cieszyć publiczność. Wywołała niezaplanowane przez kuratorów emocje, oraz prawdziwe zainteresowanie. Według planu, ludzie mieli przechodzić obok rusztowania Molskiej, tak jak obok innych eksponatów, z poczuciem zawiedzenia i pustki, a tu niespodziewanie zatrzymywali się i z prawdziwą ulgą, że jest co oglądać, podziwiali świnię. O trafności naszej tezy co do intencji kuratorów, świadczy reakcja kuratora Adama Szymczyka, kiedy zobaczył świnię, i to w towarzystwie oprowadzanej przez siebie grupy Polaków. Zamiast zaplanowanego, bezpretencjonalnego przejścia obok stelaża, rozpoczęła się gorąca dyskusja na nasz temat oraz Sasnala, świnię prześwietlono na wylot ze wszystkich stron. Mogliśmy obserwować reakcję Adama Szymczyka, który znalazł się w niespodziewanej sytuacji (prawdziwa prowokacja, a nie zaplanowana ze szczegółami przez ważnego kuratora i artystę). Zmieszany i zawstydzony, natychmiast chwycił za telefon i bez zastanowienia zrzucił swoje rozgoryczenie na osobę po przeciwnej stronie słuchawki. Agresja i jednoznaczność tonu głosu i słów zdecydowanie żądały zniszczenia Krasnali, zjawiska niepożądanego przez „środowisko” sztuki, siejącego ferment, zamęt i rozrastającego się do niekontrolowanych wielkości. Krasnale przekroczyły granice – granice czego? Czyż to nie wielcy ludzie od sztuki głoszą jej otwartość, tolerancję, cenią wartości krytyczne, prowokacje, głoszą namiętnie to, że sztuce wszystko wolno? Głośne akcje Żmijewskiego (jedna z nich na tymże biennale), gdzie aranżuje sytuacje, w które wpuszcza ludzi obserwując ich reakcje, czyż Adam Szymczyk nie znalazł się w takiej sytuacji? Obserwacja ta może dać dużo do myślenia nie tylko krytykowi, ale również psychologowi. Akcja zniszczenia świni była co najmniej spektakularna, z dumą została roztrzaskana o ziemię, a jej szczątki pozbierane dokładnie, aby nie pozostawić śladów. Przyznajemy, że zrobiło się nam trochę przykro, więc udało nam się zdobyć te kawałki ze śmietnika i posklejać, ta świnia jest teraz dla nas ważnym symbolem berlińskiego biennale. Reakcje nieprzewidywalne ciąg dalszy – ciekawe było obserwować, jak organizatorzy dalej tropią w krzakach krasnale – czy to nie aby czasem odmienienie ról? W dotychczasowych artykułach czytaliśmy o tym, jak to ludzie ze sztuki obserwują publiczność w drogich eleganckich butach i płaszczach przedzierającą się przez kamloty i chaszcze zapuszczonych działek, oczywiście spuściźnie po berlińskim murze. Cała akcja zakończyła się tym, że w dotychczas nie pilnowanym parku rzeźby (i tak nikt by nic stąd nie ukradł), zainstalowano prawdziwego rotwailera z niemieckim ochroniarzem, a my przenieśliśmy się obok, na alternatywną, burżuazyjną imprezę. Na zakończenie chociaż jeden miły akcent – krasnal pozdrowił również Monikę Branicką i Joannę Żak przed ich galerią. Po powrocie do Polski czekał na nas sympatyczny e-mail, w którym dziewczyny z poczuciem humoru i z przymrużeniem oka, dziękowały za miły podarunek.
No comments:
Post a Comment