December 2, 2008

Mściwy nieudacznik, koszarowa satyra i bluzgi

Wreszcie udało nam się wywołać u pana Jakuba Banasiaka nieco poczucia humoru!

Panie Krytykancie, jesteśmy Panu niezmiernie wdzięczni za świetny artykuł! http://r.pinger.pl/www.krytykant.pl/index.php?id=162 ‘WHIELKI BERNATOWICZ & THE BERNATOWICZS’ Mamy nadzieję że w przyszłości również będzie się między nami tak wspaniale układało.

„również intelektualna warstwa projektu The Krasnals jest niebywale prymitywna. Prace tej formacji można podzielić na dwie części. Pierwsza to koszarowa satyra: bluzgi mające uderzać w domniemanych możnych polskiego art worldu. Pasmem uzupełniającym będą tu niewybredne karykatury stylów znanych artystów, głównie Wilhelma Sasnala.” „Wszystko to sprawia, że The Krasnals nie proponują na polu sztuki – szerzej: kultury – niczego nowego, za to wulgaryzują to, co już było.” „The Krasnals firmują już jedynie wulgarność poprzetykaną słabymi obrazami sprzedawanymi jako „ważkie wypowiedzi” na Bóg wie jakie tematy.”

By the way - kto by przypuszczał, że kiedykolwiek ktokolwiek będzie podejrzewać pana o to, że to pan może być Whielkim Krasnalem: art.blox.pl/2008/11/Whielkie-serce-Krasn(…)tarzy
Ten link to też nowy świetny artykuł na temat mściwego nieudacznika Whielkiego Krasnala.

A tutaj (Dorota Jarecka w Gazecie Wyborczej „Uwaga, pieniądze!”) kontynuacja tematu walki o pieniądze, bo przecież o nią wszystkim uczestnikom chodzi: wyborcza.pl/1,75248,6007951,Uwaga__pieni(…)d=rss

No i proszę, godzina 2.15, a ja (Sleeping Beauty) zamiast iść spać, trafiam na tekst Izy Kowalczyk "Krasnale, Krytykant i kryzys lewicy", będący odpowiedzią na tekst Krytykanta. Również gorąco polecam w imieniu całej grupy, choć reszta się dowie nad ranem, bo już zapewne śpią. strasznasztuka.blox.pl/2008/12/Krasnale-(…).html

2.12.2008 - odpowiedź P. Bernatowicza na tekst Krytykanta: "Whielki Sukces" arteon.pl/forum.php?id_note=94

3.12.2008 - "Krasnalgeddon" na Agra-Art:
agraart.blox.pl/2008/12/Krasnalgeddon.html


Whielki Krasnal „To ja już lepiej chyba się schowam”. 2008. Olej na płótnie. 81 x 116 cm

całość artykułu:


Wreszcie pojawili się Krasnale, którzy wkładają kij w mrowisko i to wszystko ładnie i dowcipnie pokazują. Tylko nie wiem, o co się niektórzy tak wkurzają. The Krasnals działają inteligentnie i jest to wszystko bardzo zabawne.
Izabela Kowalczyk

1.
Wbrew szumu, jaki wokół siebie robią, The Krasnals nie proponują na polu sztuki – szerzej: kultury – niczego nowego, za to wulgaryzują to, co już było. Zarówno w paśmie intelektualnym, jak i formalnym. I dlatego formacja The Krasnals staje się interesującym zjawiskiem dopiero wówczas, gdy spojrzeć na nią jako punkt odniesienia pewnych przesunięć w obrębie polskiej sceny artystycznej – nie zaś jako jeden z jej samodzielnych podmiotów.

Zacznijmy od warstwy artystycznej. Od strony formalnej The Krasnals prezentują coś w rodzaju topornego realizmu, tak typowego dla naszych akademii. Czasem zupełnie nieporadnego, nawet jeżeli rozpatrywać go na płaszczyźnie proporcji, kompozycji i podobieństwa portretowanych postaci, czasem poprawnego, ale zawsze nieznośnie wtórnego (typowo: coś z Leszka Sobockiego, coś z Luciana Freuda, coś „nowoczesnego”, ale dziś przynależnego raczej do pola reklamy, niż sztuki).

Twórczość krasnali jest o wiele bogatsza i urozmaicona niż obrazy Sasnala, mam tu zarówno na myśli tematykę jak i warsztat. Wykazują oni dużą elastyczność, a ich twórczość broni się sama, bez tony nadbudowanych interpretacji.

Ale oczywiście The Krasnals to przede wszystkim treść. Jednak również intelektualna warstwa projektu The Krasnals jest niebywale prymitywna. Prace tej formacji można podzielić na dwie części. Pierwsza to koszarowa satyra: bluzgi mające uderzać w domniemanych możnych polskiego art worldu. Pasmem uzupełniającym będą tu niewybredne karykatury stylów znanych artystów, głównie Wilhelma Sasnala. Z tak podanej krytyki wynika jednakowoż tylko tyle, że Sasnal jest kiepskim artystą, bo można go łatwo podrobić (nawiasem: The Krasnals stosunkowo trafnie rozpoznali wypracowany przez Sasnala – jak widać niezwykle wyrazisty – język formalny).

Drugi segment twórczości The Krasnals świadczy o intelektualnych pretensjach członków tej grupy. The Krasnals – chcąc nie chcąc – sytuują się na pozycjach konserwatywnych, a przynajmniej anty-lewicowych. Świadczą o tym dość jednoznaczne manifestacje: od wyzwisk kierowanych pod adresem Sławomira Sierakowskiego czy kpin z Marszu Równości, po eksponowanie „niepoprawnych politycznie” tematów (portret Sołżenicyna, obrazy stylizowane na socrealistyczne, kpiny ze Święta Pracy w kontekście instytucji sztuki etc.). Z drugiej strony The Krasnals szybko usunęli link do portalu Prawica.net, początkowo eksponowany tuż obok odnośnika do artykułu we „Wprost” – ale to chyba jedynie dowód przezorności.

Jednak sednem działalności The Krasnals bez wątpienia pozostaje krytyka skierowana w archetypiczny establishment, a w praktyce tych wszystkich, którzy zdobyli uznanie na polu sztuki. Jednak żadnej spójnej, a więc potencjalnie efektywnej intelektualnie wykładni dotyczącej kształtu i własności owej „elity” u The Krasnals nie znajdziemy. Zamiast tego jest tak przewidywalna, że aż nudna retoryka „towarzystwa” i „pupilków”, a za wygodnego, bo zbiorowego wroga robi swoista klika kuratorów, krytyków i artystów.

Krasnale mówią wprost, a przy okazji tworzą niezłą sztukę, lecz nie wszystkim jest ona na rękę, dlatego tak wiele osób ich nienawidzi.

2.
Wszystko to sprawia, że The Krasnals zajęli specyficzną, choć nie unikalną przestrzeń na mapie polskiej sztuki współczesnej. Podobną wizję sztuki od lat forsuje choćby Łukasz Radwan, ale także inni konserwatywni autorzy (np. Paweł Huelle). Za granicą będzie to np. formacja The Stuckists. Jednak istotę tego modelu najpełniej charakteryzuje krytyczna i kuratorska propozycja Donalda Kuspita – mimo, że różni stylistycznie, The Krasnals nie tylko co do joty powtarzają jej logiczne sprzeczności, ale przede wszystkim – powtórzmy raz jeszcze – wulgaryzują to, co już i tak wulgarne. Stąd warto zatrzymać się na moment przy koncepcji amerykańskiego krytyka.

Zacznijmy od podstaw, czyli od faktu, że The Krasnals nie potrafią obejść fundamentalnego defektu koncepcji Kuspita: niemożności skonstruowania faktycznej artystycznej kontr-propozycji wobec krytykowanego status quo. Bo przecież jeżeli wytrącić z projektu Kuspita (The Stuckists, Radwana, The Krasnals) istotę, to będzie nią przekonanie, że sztuka stała się nieistotna, że za publiczne pieniądze dotowane są wynaturzenia lub hucpa, a z drugiej strony nie docenia się twórców, których wielbią masy i kolekcjonerzy; że zburzyliśmy elementarny porządek, a sztuka nie dotyka zagadnień najistotniejszych; że sztukę zdominował jeden model twórczości, reprodukowany w zgodzie z efektem śnieżnej kuli; że cały model – system –współczesnej sztuki (i instytucji sztuki) jest jałowy, trywialny, ale przede wszystkim kłamliwy, z gruntu fałszywy.

Tu jednak pojawia się zasadnicze pytanie: jak wygląda lepszy? I czy w ogóle istnieje, a jeśli tak, to jakie dzieła (postawy twórcze) są jego emanacją? Odpowiedzią Donalda Kuspita była koncepcja sztuki „Nowych Dawnych Mistrzów”. Oto jak w eseju Bankructwo postmodernizmu pisał o swoim projekcie na łamach „Wprost”: "Sztuka Nowych Dawnych Mistrzów dokonuje odnowy wzniosłości i powagi sztuki, tak samo jak rzemiosła i kontemplacji, odrzucając pojęcie sztuki jako dziecinnej zabawy i prześmiewczej ironicznej wypowiedzi. Najlepsza sztuka Dawnych Mistrzów pokazuje, że sztukę ważną przenika poczucie znaczenia człowieka. Naprawdę nie da się jej tworzyć bez znajomości ludzkiej kondycji, bez pogłębiania zrozumienia, co znaczy być człowiekiem. Sztuka Nowych Dawnych Mistrzów sztukę na powrót humanizuje".

W listopadowym numerze magazynu „Arteon” The Krasnals piszą tak: "Wielkich tematów się nie podejmuje lub podporządkowuje je konformizmowi i komercji. A czyż [sztuka] to nie jest dziedzina powstała między innymi po to, aby człowiek mógł w jej obszarze wypowiadać nowe myśli, eksperymentować z nimi, wypowiedzieć to, czego słowami powiedzieć się nie da?". Zaiste, The Krasnals wypowiadają to, czego słowami powiedzieć się nie da.

Co ciekawe, Kuspit bardzo przekonywująco krytykuje współczesną artystyczną nadprodukcję słusznie twierdząc, że jej trzon stanowią bezmyślnie powtórzone strategie dadaistyczne i neoawangardowe, banalnie wykorzysta ironia, cytat czy pastisz. Jednocześnie amerykański krytyk nie może pojąć, że zalew wtórnej sztuki nie jest specyfiką naszej epoki, ale zjawiskiem całkowicie standartowym: złej sztuki zawsze było wielokrotnie więcej, niż dobrej. Ten sam problem dotyczy The Krasnals. Oni naprawdę nie pojmują, dlaczego po 1989 roku to właśnie ci, a nie inni polscy artyści oraz te, a nie inne galerie zdobyły uznanie na całym świecie.

Kiedy jednak Kuspit próbuje usystematyzować powinności Nowych Dawnych Mistrzów, osuwa się w pompatyczny banał, co zresztą doskonale oddaje charakter tej sztuki: kiczowatej w formie (maniera Rembrandta, perfekcyjny hiperrealizm, poetyka ilustracji fantasy à la Siudmak etc.) i pretensjonalnej w treści. The Krasnals nie bawią się w takie subtelności i na poziomie retoryki nie ustępują The Stuckist: prezentują nie tyle wizję wypalenia pewnego porządku (Kuspit), co kunktatorskiego, do cna cynicznego środowiska, którego nie interesują zagadnienia artystyczne, tylko symboliczny i wymierny zysk osiągalny na polu sztuki. To przykry punkt widzenia: czy cyniczny, a więc zwyczajnie obrzydliwy, czy tylko prostoduszny, a więc raczej godny współczucia, do tego wrócimy.

Im bardziej, głośniej TK to ośmieszą tym bardziej popsują im rynek. I może tu jest najważniejsza przyczyna potępiania Krasnali przez autorytety.

Przy wszystkich swoich płyciznach, twórczość Nowych Dawnych Mistrzów podsiada dwie niezwykle interesujące właściwości, odpowiednie również dla The Stuckist i The Krasnals. Po pierwsze, na co przy okazji wystawy w Gdańsku zwróciła uwagę Maria Poprzęcka, bywa ostentacyjnie wulgarna: pornografia występuje tu bez nawiasu, podobnie czynności fizjologiczne. To nie realizm, tylko naturalizm. Jest to tym bardziej zdumiewające, że zarówno Kuspit, jak i jego intelektualni epigoni – Radwan czy The Stuckist – piętnują sztukę wykorzystującą podobne poetyki. Co warto podkreślić, właśnie poetyki – nie zaś zasadność ich użycia. To dlatego Kupist może wrzucić do jednego worka prace Dietera Rotha i wystawę pt. Pozwólcie Gównu Wziąć Udział w Maratonie. A Łukasz Radwan napisać tekst pt. Wydzielina z artysty, w którym z równym zapałem krytykuje Beuysa i Rajkowską. The Stuckist oburzali się na „nieobyczajne” prace Tracey Emin i Damiena Hirsta, ale wielokrotnie krytykowali również kuratorską praktykę sir Nicolasa Seroty, która miała polegać na kupowaniu ekskrementów za publiczne pieniądze (chodziło o prace Chrisa Ofili). Radwan o rzeźbach Mirosława Bałki pisał: „W rezultacie tylko państwowe instytucje – jak Zamek Ujazdowski – kupują za pieniądze podatników tak wybitne dzieła jak dwa wałki wiszące na drutach i cembrowinę z solą w środku za jedyne 80 tys. zł”. The Krasnals szydzą z tego, że Wilhelm Sasnal naciągnął na blejtramy koszulki albo krytykują Pięść Uklańskiego w jeszcze bardziej dyletancki sposób niż Bronisław Wildstein (a na pewno bardziej prostolinijny). To zresztą znamienne, że zaraz po premierze bloga The Krasnals, jego twórców bez trudu odszukał i opisał Łukasz Radwan – dziś uwieczniony na portrecie jako „Bulterier Sztuki Polskiej”.

Bo można przecież skrytykować wystawę autorstwa Łukasza Gorczycy w Galerii Pies jako zgrabną, lecz pustą, niezasadną – a w konsekwencji podważyć określony kuratorski model – jednak jedyne co potrafili zrobić The Krasnals to za sprawą kolejnego wulgarnego obrazka zasugerować, że chodziło o jedno: środowiskową gierkę, mały handelek, wzajemną adorację kolesiów. A to świadczy o ich słabości, nie sile.

Co typowe, w każdym z powyższych przypadków nie ma nawet próby umiejscowienia określonego gestu czy pracy w kontekście całości twórczości danego artysty (nie mówiąc o próbie jej zrozumienia). Zamiast tego jest epatowanie cenami, ale przede wszystkim potwornie nieskomplikowana wizja sztuki, w której najważniejsze są komunikatywność, szczerość i osobliwie pojmowany egalitaryzm (The Stuckist, The Krasnals) oraz warsztat, maestria wykonania (Nowi Dawni Mistrzowie). W ten sposób najgłośniejsze prace naszych czasów można wykpić populistycznym „każdy by tak umiał”. Tak kpił Kuspit, tak zwykł kpić Radwan, taki kpili The Stuckist, tak kpią The Krasnals. Jednak jedyne co proponują jedni i drudzy to kompletny brak realnej kontrpropozycji dla domniemanego „końca sztuki” (czy też sztuki forsowanej przez określone instytucje i osoby) – poza neoklasycystycznym kiczem lub przaśnymi malowankami w kompletnie archaicznej manierze. To także wspólne dla tych formacji: gdy przestają kpić i starają się tworzyć serio, nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać.

Byłem na wystawie w muzeum Mangha, byłem wcześniej na Sasnalu, obraz Krasnala nieporównywalnie lepszy. Pod każdym względem!!!

Druga sprawa, na którą warto zwrócić uwagę to fakt, że artyści spod znaku Nowych Dawnych Mistrzów, The Stuckist czy The Krasnals nie tylko nie potrafią skonstruować nowego języka, ale używają wręcz taktyk wypracowanych przez artystyczne prądy, które najbardziej krytykują. Na jednym oddechu negują więc postmodernizm (rozumiany hasłowo, jako bezzasadny, niezrozumiały bełkot) i proponują działania oparte na postmodernistycznej taktyce. Tak jest z karnawałową kpiną The Stuckist, tak jest z piętrowymi cytatami u Nowych Dawnych Mistrzów, tak jest z akcją The Krasnals polegającą na postawieniu ogrodowych krasnali na terenie przestrzeni wystawienniczych Berlin Biennale 5, tak jest z samą istotą krytyki status quo. Jeżeli więc krytyka, to nie holistyczna – jak mawiał Irzykowski, „przeprowadzona od korzeni do rozgałęzień i kwiatów” – lecz całkowicie doraźna i instrumentalna.

Przy okazji warto odnotować tu kolejną sprzeczność: konserwatyści często oskarżają sztukę współczesną o przeintelektualizowanie, podczas gdy to za ich (zupełnie wtórnymi formalnie) pracami stoją nierzadko całe quasi-filozoficzne rozprawy (vide Maciej Świeszewski, ale przecież i The Krasnals mają słabość do teoretyzowania).

Uważam, że w całym tym zamieszaniu z Krasnalami, najmniej profesjonalny okazuje się sam Sasnal a jeszcze bardziej jego przedstawiciele, FGF czy Raster. Milczący Sasnal pokazuje się w tej całej sytuacji w bardzo negatywnym świetle. Dla mnie jest to jednoznaczne z tym, że przyznaje się do winy.

3.
Co jednak najważniejsze, zarówno teksty Łukasza Radwana, sztuka promowana przez Donalda Kuspita, szydercze obrazy i happeningi The Stuckist, jak i koszarowy dowcip The Krasnals, rozpalają wyobraźnię szerokiej publiczności (szczególnie w dobie Internetu). Poszczególne prace tych twórców – jak słabe by nie były – stanowią bowiem nierozerwalne pakiet z krytyką artystycznych łże-elit. Krytyką, której istotą nie są merytoryczne argumenty, ale formułowana na różne sposoby narracja: współczesna sztuka to cwaniactwo, kolesiostwo i komercja, a ci którzy odnieśli na jej polu sukces to cyniczni karierowicze (w najlepszym razie pożyteczni idioci). Mówiąc w skrócie, ten, kto jest znany (a nie daj Boże bogaty), na pewno nie jest na świeczniku „przez przypadek”.

W wypadku sztuki współczesnej trzon tej publiczności stanowi bardzo szeroki elektorat nie tyle zawiedzionych (tezy o frustracji są może zbyt łatwe), co nie rozumiejących, dlaczego rekin w formalinie to sztuka, a jej autor zarabia miliony dolarów, podczas gdy tylu innych tak ładnie maluje, a instytucje dotowane „z moich podatków” wolą kupować cembrowinę z solą.

The Krasnals czy The Stuckist tylko pozornie krytykują stan rzeczy, podobnie jak populiści tylko pozornie oferują spójny program polityczny. Odwrotnie: formacje te funkcjonują (znajdują społeczne uznanie) właśnie dzięki temu, że mogą bezkarnie pluć na establishment, dokładnie tak samo jak populiści. A strażnikami demagogicznej wizji świata sztuki (polityki) są właśnie odbiorcy (wyborcy) – do momentu, gdy spostrzegą, że nie o żadną zmianę tu chodzi, lecz o permanentny szantaż, stan, w którym populiści aktywizują swój elektorat, zaś elektorat legitymizuje populistów. To także jeden wielki pozór buntu, obieg zamknięty: przecież The Krasnals (Łukasz Radwan, Donald Kuspit) nie naruszają żadnego status quo, nie zmieniają instytucji, rynku etc. Jedyne co robią, to wykrawają sobie niszę, prawdopodobnie znajdują klientów, i trwają obok establishmentu tak, jakby ich nie było.

Konserwatywna klasa średnia czyta więc Kuspita i kupuje wulgarne (lub tylko wulgarnie kiczowate) obrazy Nowych Dawnych Mistrzów w poczuciu, że oto dotyka prawdziwej wzniosłości. Z kolei undergroundowe, zapewne deklaratywnie lewicowe art-masy, które uwierzyły, że „każdy artystą” chłoną obrazki i przaśną satyrę The Stuckist (The Krasnals) w poczuciu, że i one mogą wyżyć się na fałszywych celebrytach współczesnego art worldu. Mieszczuch nie akceptował i (bo) nie rozumiał dadaizmu, ekspresjonizmu, sytuacjonizmu czy konceptualizmu. Dlaczego inaczej miałoby być w przypadku Young British Artists, Wilhelma Sasnala czy Piotra Uklańskiego? Eksces zawsze był ulubioną rozrywką mieszczucha, jednak tylko wtedy, kiedy ustawiał go na pozycji moralisty. Dlaczego inaczej miałoby być w przypadku The Krasnals czy The Stuckist?

Interesujące jest więc to, czy reprezentanci omawianych tu formacji zdają sobie sprawę jaką publiczność aktywizują. Bo przecież z ogółu ich zwolenników – których jedynym grzechem jest grzech niewiedzy – najgłośniejszy jest jedynie promil, który można określić mianem artystycznej dulszczyzny (również tylko nieliczni wyborcy populistów blokują drogi). Dulszczyzna ekscytuje się, kiedy wyszydzony zostanie sukces, kiedy ktoś zbluzga publicznie (choć za pośrednictwem Internetu lub gazety) znaną osobę, kiedy pojawią się pytania o faktyczną przyczynę sukcesu i prawdziwe źródło zamożności, kiedy obnażone zostaną koterie i nieformalne grupy nacisku – a wszystko to w ramach świętego oburzenia i pragnienia dziejowej sprawiedliwości. Wówczas dulszczyzna wyraża głośną satysfakcję, że ktoś w końcu „zaczął o tym mówić”, „przekuł balon hipokryzji”, potem szybko padają głosy o „winie” i „strachu” przygwożdżonych elit, także o ich „nienawiści” w stosunku do tych, którzy „ośmielili się głośno powiedzieć prawdę”. Co wszelako pozostaje bez absolutnie żadnego wpływu na rzeczywistość.

Swoją drogą w sposób trafny The Krasnals skomentowali relacje kuratorskie pomiędzy dwoma galeriami. Obraz satyryczny i dość przewrotny.

4.
Wszystko to sprawia, że The Krasnals nie proponują na polu sztuki – szerzej: kultury – niczego nowego, za to wulgaryzują to, co już było. Bo o ile Kuspit dysponował jeszcze rozległą, drobiazgową wiedzą, krytycy w gatunku Radwana kompletnie ją zbanalizowali, The Sutcikst zamienili po drodze w kabaret – to formacje w rodzaju The Krasnals firmują już jedynie wulgarność poprzetykaną słabymi obrazami sprzedawanymi jako „ważkie wypowiedzi” na każdy możliwy temat.

I dlatego formacja The Krasnals staje się interesującym zjawiskiem dopiero wówczas, gdy spojrzeć na nią jako punkt odniesienia pewnych przesunięć w obrębie polskiej sceny artystycznej – nie zaś jako na jeden z jej samodzielnych podmiotów. A tu najbardziej intrygująca wydaje się być postawa Whielkiego Bernatowicza – dlaczego bowiem redaktor naczelny największego miesięcznika o sztuce współczesnej w Polsce, wspiera kuspizm, i to tak ordynarny?

Wbrew pozorom, jest to pytanie bardzo ciekawe – przecież musi istnieć jakiś racjonalny powód, dla którego Whielki Bernatowicz inwestuje cały kapitał symboliczny jakim dysponuje (on sam jako krytyk i prowadzony przez niego magazyn) w The Krasnals. I dla którego osuwa się w taką intelektualną siermięgę, jak przy okazji tekstów dotyczących tej formacji. Spróbujmy rozważyć więc kilka możliwości.

Pierwsza jest taka, że Whielki Bernatowicz nie rozpoznaje intelektualnych fundamentów, na których wspiera się praktyka The Krasnals. A co za tym idzie, nie może rozpoznać jej istoty ani przewidzieć kształtu jej recepcji.

Wydaje się jednak, że jest to błędne założenie. Whielki Bernatowicz współtworzy bowiem polską scenę artystyczną od dłuższego czasu – a zatem również ją obserwuje, i to z bliska. I z pewnością dostrzegł to, co ja dostrzegłem na przestrzeni zaledwie dwóch lat: że głównym motorem jej funkcjonowania nie są cynizm i karierowiczostwo, a raczej ciężka praca setek ludzi i instytucji; nie kunktatorskie „ustawianie się” i żądza zysku, lecz zaangażowanie i mozolne wytyczanie własnych ścieżek. Naczelny „Artheonu” spostrzegł też z pewnością, że polska sztuka znajduje się obecnie w momencie dynamicznego rozwoju: powstają kolejne galerie, dla których Raster czy FGF są synonimem sukcesu, a nie wielkiego przekrętu, pączkują instytucje publiczne, zwiększa się społeczne zainteresowanie sztuką najnowszą, pojawiają się nowi artyści i kolejni kolekcjonerzy etc. Whielki Bernatowicz wie również zapewne, że nie istnieją żadne koterie czy spiski, a co najwyżej ideologiczne i artystyczne preferencje poszczególnych osób, które układają się w większe konstelacje. I wie, że nie ma w tym nic szczególnego. Przeciwnie: to najzwyklejsza polaryzacja, jaka zachodzi w obrębie każdego większego środowiska.

Whielki Bernatowicz musi zatem wiedzieć, że choć każdą wyraźną zbiorowość zogniskowaną wokół wspólnych zainteresowań (np. kuratorzy, krytycy i artyści z Poznania, szewcy z Iławy czy rowerzyści z Ursynowa) można opisać poetyką zblatowania i interesowności, to będzie to opis z gruntu fałszywy i małostkowy. Whielki Bernatowicz rozumie też z pewnością, że u podstaw karier najbardziej uznanych aktualnie polskich artystów stało wszystko poza pieniędzmi i misternie kreślonymi planami.

A zatem należy przyjąć, że istnieje jakiś inny powód, dla którego Whielki Bernatowicz nie tylko akceptuje, ale wręcz promuje retorykę The Krasnals – a w konsekwencji godzi się na tak potwornie prymitywną wizję środowiska artystycznego, do którego wszak sam przynależy.

Przynajmniej wyjaśniło się dlaczego Radziszewski nie zgodził się żeby Bernatowicz zrobił wystawę Krasnali w jego galerii. Uwaga w tym sezonie Galeria Pies obciąga kolegą Sasnala.

Można więc przypuszczać, że Whielki Bernatowicz wspiera The Krasnals z jeszcze innego powodu – na przykład w skutek wyznawanego przez siebie etosu khrytyka. Etos ten miałby streszczać się w haśle „należy bronić każdej artystycznej postawy i udostępniać jej przestrzeń debaty publicznej, szczególnie, jeżeli się z nią nie zgadzamy”. Jednak The Krasnals nikt nie atakuje, ani też nie odmawia im prawa do funkcjonowania w obrębie sceny artystycznej. O The Krasnals wspominały największe media, o czym oni sami z lubością co chwila przypominają celebrując każdą drobną wzmiankę.

W tym miejscu od razu pojawiają się wątpliwości, z czego przynajmniej jedna nadaje się na osobną dyskusję: czy dyrektor instytucji publicznej ma obowiązek pokazywać wszystko, co znajduje się w polu sztuki (np. The Krasnals czy Macieja Świeszewskiego)? Czy też budować własny program, z którego najpierw rozliczany jest przez widzów (i prasę), a następnie przez swoich przełożonych? Ja uważam, że lepszy jest drugi model – choćby dlatego, że przy braku jakichkolwiek założeń programowych nie sposób racjonalnie uzasadnić dlaczego Siudmak jest gorszy od Bałki. Zgoda – The Krasnals są pewną jaskrawością. Dokładnie tak samo jak jaskrawi są Igor Mitoraj, Jerzy Duda-Gracz, Donald Kuspit czy Łukasz Radwan. I zgoda – ludzie chcą o nich/ich czytać. Pytanie, czy w związku z tym trzeba o tym pisać.

Druga – poważniejsza – wątpliwość związana jest jednak ze sposobem (stylem), w jaki Whielki Bernatowicz wspiera (broni) The Krasnals. A jest to sposób świętoszkowaty. W jednym z tekstów Whielki Bernatowicz informuje, że poza nim i Stachem Szabłowskim żaden z krytyków nie chciał wziąć udziału w programie TVP Kultura o The Krasnals. „Dlaczego? Tłumaczyli to ponoć tym, że obojętnie czy mówimy dobrze czy źle o The Krasnals, będzie to ich promocją. A tego nie chcemy. No więc lepiej przyłączyć się do »zmowy milczenia«”.

Ot, i wszystko jasne – a przy okazji nieweryfikowalne ("ponoć"). A na odchodne zawsze można napisać, że pewien „właściciel najbardziej interesującej i zarazem najbardziej offowej galerii w Poznaniu” – choć każdy wie, że chodzi o Dawida Radziszewskiego i Galerię Pies – z tych samych powodów nie chce zrobić wystawy The Krasnals. Po czym niewinnie spuentować: „Zadałem też sobie pytanie, czy można to nazwać rodzajem cenzury prewencyjnej?”.

W tym miejscu trzeba postawić pytanie, czy Whielki Bernatowicz naprawdę uważa decyzję właściciela prywatnej galerii za gest wykluczenia, czy tylko chciał postawić się w roli jedynego sprawiedliwego? Zakładając prawe intencje bliźniego, rozważmy jeszcze inną ewentualność: Whielki Bernatowicz naprawdę dostrzega w działaniach The Krasnals pewną artystyczną potencjalność, naprawdę uważa, ze istnieje jakiś establishment, w który The Krasnals celnie uderzają (a establishment na to zasługuje), rzeczywiście widzi w obelgach tej formacji podważenie istniejącego status quo. Ale przecież Whielki Bernatowicz współtworzy polską scenę artystyczną od dłuższego czasu, musi więc wiedzieć, że tak rozpoznanie, jak siła sprawcza The Krasnals to absolutna fikcja. Skoro więc – zakładam – Whielki Bernatowicz to wie, to nie może dostrzegać w działaniach The Krasnals istotnego potencjału artystycznego lub choćby tylko wywrotowego.

Dlatego jestem gotów przyjąć, że również poza jedynego sprawiedliwego to tylko środek do jakiegoś innego, zawoalowanego celu.

No to mamy aferę. Jeszcze większą. Pan Kozłowski rzucając niepoparte niczym wyzwiska w stronę The Krasnals spodziewał się ich stłamsić i ośmieszyć na forum świata sztuki. I tylko jedno mnie zastanawia. Dlaczego? O co chodzi Panie Kozłowski?

W tym sensie najbardziej prawdopodobną motywacją Whielkiego Bernatowicza jest chęć uczynienia z Forum Khrytyków oraz „Artheonu” bardziej wyraźnych podmiotów. Proszę mnie dobrze zrozumieć: wobec coraz większej polaryzacji sceny artystycznej, jej rozpadu na odrębne, autonomiczne człony, jest to całkowicie zrozumiałe i racjonalne działanie. I faktycznie: Forum Khrytyków ożywa na moment, gdy mowa jest o The Krasnals (wystarczy spojrzeć na dynamikę komentarzy). Bo internetowa dulszczyzna – jej reprezentantów nazwijmy dla ułatwienia The Bernatowiczs – to warunek istnienia Kupista, Radwana, The Stuckist czy The Krasnals.

Czy zatem Whielki Bernatowicz wyczuł puls Internetu, tej jego najbardziej hałaśliwej części – czy wyczuł dudnienie niezadowolenia The Bernatowiczs i postanowił jakoś je skanalizować? Czy zrozumiał wizję świata The Bernatowiczs w momencie, w którym The Krasnals przyoblekli ją w plakatową formę? Tych samych The Bernatowiczs, których wpisy stanowią przerywniki niniejszego eseju. Czy Whielki Bernatowicz jest świadom reakcji, jaką wywołają jego teksty? Jak na przykład komentarz, w którym naczelny „Artheonu” pobił wszelkie rekordy demagogii zrównując The Krasnals z Duchampem, Jornem czy Chapmanami. Niechby na poziomie motywacji tych twórców, którą Whielki Bernatowicz widzi we frustracji – pojmowanej przez niego osobliwie jako niezgoda na pewne elementy status quo. I to właśnie ta konstrukcja intelektualna – zaiste godna podziwu ekwilibrystyka – pozwoliła Whielkiemu Bernatowiczowi zrobić z The Krasnals męczenników, z dyrektora zielonogórskiego BWA małostkowego dyletanta, a z siebie obrońcę artystów wyklętych. Ale przecież to, że The Krasnals nie są frustratami, rozstrzygnął już Łukasz Radwan: „The Krasnals nie są sfrustrowanymi artystami, zarabiają na tym, co robią. Ich grupa prezentuje się poważniej od ekipy Ładnie czy Łodzi Kaliskiej”. Po co zatem Whielki Bernatowicz napisał swój tekst?

5.
Jeżeli zatem przyjmiemy, że Whielki Bernatowicz wspiera The Krasnals z powodów czysto strategicznych, wypada jeszcze zapytać, czy nie zapłacił za to aby zbyt wysokiej ceny. Można to sprawdzić wertując najnowszy „Artheon”, w którym The Krasnals zagospodarowali bite dwie strony. Z trzech czwartych ich eseju nie wynika literalnie nic – dodajmy, że nic podlane czerwonym sosem, co w tym wypadku wygląda szczególnie kunktatorsko – a jego jedna czwarta to pompatyczne banały, które już cytowałem. Natomiast obrazy nie wyglądają już na parodie Sasnala, one wyglądają jak nieudany Sasnal, a ich pretensjonalność świadczy, że są chyba na serio. Niezbyt korzystne wypada też chyba sprowadzenie Forum Khrytyków do wymiaru artystycznej Superstacji.

Jednak jest jeszcze inny, jak się wydaje bardziej dotkliwy rachunek. Bo o ile straszny mieszczanin z Tuwima widział wszystko osobno, o tyle The Bernatowiczs wszystko widzą razem – a nade wszystko widzą wielkie zblatowanie polskiego środowiska artystycznego, gdzie każdy ruch jest wynikiem nieformalnych umów. Whielki Bernatowicz staje się więc rzecznikiem najbardziej prymitywnej i szkodliwej wizji sztuki. Pośrednio dramatycznie spłaszcza to, co złożone oraz aktywizuje najniższe reakcje jakie mogą towarzyszyć sztuce.

Nie rozstrzygam, czy Whielki Bernatowicz wspiera The Krasnals, by kierowane przez niego podmioty stały się bardziej wyraźne, czy też z racji osobliwie pojmowanego etosu khrytyka, czy może sam już uwierzył, że deszcz, że drogo, że to, że tamto… I wszystko widmo. I wszystko fantom. W każdym razie wszystko to są mniej lub bardziej racjonalne wytłumaczenia postawy Whielkiego Bernatowicza, o którym można wszelako powiedzieć wiele, jednak nie to, że jest pensjonarką.

Jednak jest i inne. Whielki Bernatowicz zwyczajnie uważa działania The Krasnals za cenne.

A sami The Krasnals? Święcą wirtualne tryumfy, malują Łukasza Radwana, cieszą się poparciem Whielkiego Bernatowicza i zaczynają sprzedawać swoje prace. Nawet jeśli głównie dlatego, że a nuż są Sasnalem. Ale jak to było? „Sztuka współpracująca z rynkiem sztuki czuje się pod jego opieką wygodnie, ale jest to wolność w złotej klatce” – czytamy w ostatnim „Artheonie”.


PS. Choć zdaję sobie sprawę, że Whielki Bernatowicz posiada najbardziej rozkoszne poczucie humoru wśród krytyków i z pewnością miła będzie mu poetyka zamieszczonych tu kolaży, to mimo wszystko nie strawestuję pracy The Krasnals pt. „Bon Appetit”– którą to z pewnością bardzo ceni.


bezpośredni link do tego artykułu:
http://www.krytykant.pl/index.php?id=162

No comments:

Post a Comment