May 22, 2009

Wywiad z The Krasnals w sztuka.pl

Polecamy wywiad z The Krasnals w najnowszym numerze Sztuki.pl:

The Krasnals. Link do sztuki - link do rzeczywistości
Katarzyna Kasprzyk


wersja internetowa:
http://www.sztuka.pl/index.php?id=111&tx_ttnews[tt_news]=6606&tx_ttnews[backPid]=34&cHash=fa0d9500a4

...Tak jak powiedzieliśmy, praktycznie tylko Internet nie pozwala dziś na skuteczne zagłuszanie prowokacji. A ta jest jedyną drogą na zabranie głosu dla kogoś spoza obiegu. Ale przede wszystkim istotne jest, że blogi które powstały w ostatnim czasie zaczynają wytwarzać dekonstrukcję paradygmatu rynku sztuki w Polsce. Można zaryzykować tezę, że teraz dopiero powstaje demokracja w sztuce. Sytuacja na rynku sztuki w Polsce nie różni się bowiem wiele od monopolu komuny. Teraz każdy ma możliwość wypowiedzenia się, również anonimowego bez negatywnych konsekwencji. Fora, portale i blogi z komentarzami dają szerszy obraz opinii na dany temat, sztuka artystów spoza obiegu staje się bardziej widoczna a potencjalny nabywca dzieł sztuki ma możliwość kontaktu z szerszą opinią na dany temat, również szerszy wybór kupowanych przez siebie prac. ...

cały artykuł:

Hobbistycznie, ale z misją zajmują się wsadzaniem kija w mrowisko. Trudno ich pominąć, bo regularnie pojawiają się w skrzynce pocztowej chyba każdej, związanej ze światem sztuki, osoby w Polsce. W naturalny sposób zapełniają nisze na polskiego Banksy’ego. Czasami zabawni, czasami na granicy wulgarności, ostatnio charytatywnie się udzielający, zawsze prowokujący i zawsze błyskawicznie reagujący na rzeczywistość społeczno-poiltyczną.

W myśl idei, że wszystko co wyrywa z otępienia i hipokryzji sztuki jest cenne, nawet kosztem kilku obrażonych osób.

Katarzyna Kasprzyk: Pytanie o stosunek do Sasnala moglibyśmy pominąć, bo bardzo skutecznie pokazaliście co sądzicie o jego talencie, karierze, całym art worldzie, gdyby nie fakt, że bycie kontrapunktem dla Sasnala określało od początku Waszą tożsamość…

The Krasnals: Sasnal jest symbolicznym momentem zwrotnym, pewnym symbolicznym szczytem, przekroczeniem bariery do której doszła formacja kierująca rynkiem sztuki w Polsce. Na zachodzie takie przypadki to jakby norma, być może dlatego nikogo to nie dziwi. Ale w Polsce zwróciło to szczególną uwagę na istniejący monopol niewiele różniący się od komuny.

K. K.: Udało Wam się udowodnić, że rynek sztuki to enigmatyczny twór sterowany przez dziwne gusta i manipulowany przez towarzystwo wzajemnej adoracji i antypatii, że w pojęciu „rynku sztuki”, ważny jest pierwszy człon i co dalej? Czy już nie staliście się częścią krwioobiegu, z którego się naśmiewacie? Czy trybik w maszynie może się buntować?

The Krasnals: Trybik? Krwiobiegu? Nigdy nie mów nigdy, ale nie jesteśmy od nikogo zależni. Oczywiście zależy nam na udziale w dyskursie sztuki, byciu obecnym, ale jednocześnie chcemy zachować niezależność, w sensie – gdyby nawet brać udział w czymkolwiek – to tak aby to nie miało jakiegokolwiek negatywnego wpływu na swobodę naszej dalszej działalności. To jest też pewne doświadczenie – czy zmieniając osobowość, dokonując w pewnym sensie „tabula rasa”, również pod względem układów, jest się w stanie osiągnąć pewien poziom tzw. artystycznego sukcesu; nawet idąc pod prąd, licząc na intuicję, polegając na szybkich decyzjach, szybkim linkowaniu różnych faktów, przemieszczaniu. Jest to być może taka chaotyczna wędrówka, jazda na żywioł z wykorzystaniem najlepszego pojazdu jaki obecnie jest dostępny – Internetu.

K. K.: Czy kiepska kondycja dotyczy według Was sztuki w ogóle czy tylko tej pochodzącej z krajów postkomunistycznych? Czy mamy jakiś malarski syndrom wyuczonej bezradności, artystyczny „homo sovieticus”?

The Krasnals: Artyści z krajów postkomunistycznych są spaleni jeśli nie zaznają łask kilku liczących się w kraju osobowości lub jeśli nie wyjadą zawczasu do jednego z liczących się centrów sztuki na świecie gdzie tych liczących się osób jest po prostu więcej. Trudno nam mówić o jakości sztuki na świecie, bo to co dominuje w danej chwili na rynku zależy przede wszystkim od decyzji grubych ryb wprowadzających na rynek swoje trendy. One oczywiście konsultowane są ze specjalistami od umieszczania ich w odpowiednich kontekstach historycznych, kulturowych, ekonomicznych, politycznych… A artysta jedynie może mieć szczęście, że puzzel z jego kawałkiem sztuki będzie akurat idealnie pasować do fragmentu tej całej układanki. Artyści mają to do siebie, że zależy im na uznaniu, więc sami stają na głowie żeby znaleźć lukę dla swojego kawałka układanki.

A protekcjonizm, układy? To oczywiście nagminnie stosowana praktyka dobierania znajomych puzzli, pasujących lub nie. Jeśli pasuje wszystko idzie płynnie, jeśli nie za bardzo, wtedy istnieją dwa warianty: można doszlifować puzzel do układanki lub nagiąć układankę pod dany kawałek puzzla. Tacy artyści są wtedy szczęśliwi, bo również odnaleźli swój spokój jako „homo sovieticus”, uwolnienie od samodzielności.

W Polsce i krajach sąsiednich frustrujące jest to, że po prostu mało jest przeznaczonych miejsc dla artystów z tego rejonu i jeśli nie chce się przejść przez „jury” kwalifikujące do zajęcia miejsca w układance, to nawet z idealnie pasującym fragmentem nie ma szans. Druga sprawa, że w bilansie światowym nasze kraje i tak nie zostaną dopuszczone do najlepszych miejsc, zawsze pozostaną dla nas jedynie obrzeża. I w tym kontekście można mówić o kompleksie zachodu, gdyż jako ogólnie sztuka z tych rejonów pragniemy zrobić wszystko, aby dopasować się w bardziej centralne miejsca układanki.

Jaki jest cel naszego doświadczenia skoro nie chcemy i nie możemy iść typową dla polskiego artysty drogą? Możemy nachalnie i głośno pokazywać swój puzzel, wyraźnie pokazywać idealne miejsce dla niego. Chcemy zobaczyć czy to poskutkuje w czasach wolnego Internetu, kiedy głos ten trudno zagłuszyć; lub możemy też stworzyć szerszą możliwość istnienia dla satelit poza obiegiem. Kto wie co mogłaby zrobić taka armia satelit wprowadzająca bardziej skumulowaną i zorganizowaną siłę? Wprowadzić równoległy obieg, zastąpić, wprowadzić chaos w sensie większego rozproszenia i różnorodności?

K. K.: Sztuka to najwyższa forma manipulacji, rewolucja = inwestycja, malarstwo to tworzenie złudzeń… Prowokacja jako droga i jej cel jednocześnie? Jak poważnie traktujecie swoją działalność demaskatorską jako grupa The Krasnals? Czy to misja czy hobby?

The Krasnals: Najprawdopodobniej jedno i drugie, oba łączą pewien stopień zaangażowania i fascynacji. Działalność demaskatorska jest tu jakby naturalnym zjawiskiem, jest efektem cynizmu naszych czasów, naturalnego odrzucania wszelkich narzucanych zasad, prawd, czy idei. Kiedy się rozgrzebie te wielkie sprawy, okazuje się że zazwyczaj chodzi przede wszystkim o pieniądze i władzę, również seks w znaczeniu Lacanowskim, które tworzą efekt sukcesu. A rewolucje są to dziś użyteczne hasła, które potrafią naciągnąć ludzi na wiarę w coś, na czym potem ten ktoś zrobi kasę. Bo dziś wszystko, już zanim się zacznie, jest z góry skomercjalizowane.

A prowokacja jest jedyną drogą dla artysty spoza układów jeśli zależy mu na dialogu a nie tworzeniu do szuflady. Droga jest celem jeśli jest fascynująca, dla nas jest. Zwłaszcza dziś wirtualna droga pozwalająca na błyskawiczne przemieszczanie się, mieszające czas i przestrzeń, siejąca nowe linki, kojarząca jeszcze niezalinkowane hasła bez żadnych zakazów i ograniczeń.

K. K.: Myślicie, że gdyby nie anonimowość i aura tajemnicy, skutecznie wypromowana mailingiem, to ktoś chciałby Was w ogóle słuchać? Jaka jest rola Internetu w promocji współczesnego artysty?

The Krasnals: Tak jak powiedzieliśmy, praktycznie tylko Internet nie pozwala dziś na skuteczne zagłuszanie prowokacji. A ta jest jedyną drogą na zabranie głosu dla kogoś spoza obiegu. Ale przede wszystkim istotne jest, że blogi które powstały w ostatnim czasie zaczynają wytwarzać dekonstrukcję paradygmatu rynku sztuki w Polsce. Można zaryzykować tezę, że teraz dopiero powstaje demokracja w sztuce. Sytuacja na rynku sztuki w Polsce nie różni się bowiem wiele od monopolu komuny. Teraz każdy ma możliwość wypowiedzenia się, również anonimowego bez negatywnych konsekwencji. Fora, portale i blogi z komentarzami dają szerszy obraz opinii na dany temat, sztuka artystów spoza obiegu staje się bardziej widoczna a potencjalny nabywca dzieł sztuki ma możliwość kontaktu z szerszą opinią na dany temat, również szerszy wybór kupowanych przez siebie prac.

To oczywiście nie jest na rękę dla instytucji typu FGF, Raster, gdyż pieniądze mogłyby wylądować finalnie w innej kieszeni, a ich ‘gwiazdy’ zagłuszone przez masę innych. Choćby dlatego, że ich artyści to najczęściej bezradne marionetki, a osoby spoza obiegu jako jednostki są stabilniejsze, mocniejsze, bardziej zdeterminowane i ambitne, potrafią radzić sobie w trudnych sytuacjach.

Obecnie blogi stały się obszarem wolnego funkcjonowania sztuki, dopiero teraz wnoszą element demokracji. W tej nowej sytuacji kolekcjoner ma szerszą możliwość wyboru, nie musi polegać na rekomendacjach z jednego źródła. Nie każdemu z kupujących może odpowiadać też etyka funkcjonującego mechanizmu promowania ‘znanych’ artystów. A metoda jest prosta: publiczne liczące się instytucje (CSW, Zachęta) współpracują z liczącymi się galeriami, spośród których w pierwszym rzędzie stoją Fundacja Galerii Foksal i Raster. Organizują wystawy ich artystów, czyli za publiczne pieniądze robią im świetną promocję i reklamę, oraz zapis w biografii. Następnie zapewniają prezentacje w ważnych instytucjach za granicą w ramach wymiany. Zabierając następnie tak przygotowany towar na targi sztuki, lub po prostu u siebie w galerii – sprzedają. Czyli jak ktoś kiedyś określił to zjawisko – następuje nacjonalizacja kosztów, prywatyzacja zysków. I w tym kontekście ‘nie zakwalifikowani’ artyści są bez szans ze swoją o wiele słabszą biografią. Co absolutnie nie znaczy że są słabsi, ale sami muszą sobie radzić, a pieniądze które ewentualnie sami z własnej kieszeni zainwestują w swoją promocję i tak nie mają szans przyniesienia konkurencyjnych efektów.


No comments:

Post a Comment