October 28, 2009

Najnowszy obraz sztuki polskiej na podstawie tekstu Łukasza Gorczycy o Arte Polo


The Krasnals. Whielki Krasnal "Polish Art" 2009. Olej na płótnie. 30 x 40 cm


The Krasnals. Whielki Krasnal "Minimal Art" 2009. Olej na płótnie. 70 x 50 cm

SHIT ART – zajął miejsce na podium sztuki polskiej po wykopaniu z niego sztuki określonej przez SHIT ART jako ARTE POLO. Wkraczając na podium przejął bez skrupułów wszystkie cechy ARTE POLO opisywane przez siebie jako negatywne.


SHIT ART (na podstawie opisu ARTE POLO przez Rastra) - gatunek we współczesnej plastyce polskiej o specyfice zbliżonej do disco polo w muzyce. Wartości czysto artystyczne zostają w nim zastąpione wartościami komercyjno-rozrywkowymi. Popularny jednak - odmiennie niż disco polo - także wśród elit społecznych, od niewyrobionej publiczności po niektóre kręgi kolekcjonerów, galerników i krytyków. Wystawy SHIT ART organizują także niektóre państwowe muzea i galerie za pieniądze podatników (np. ekspozycje Wilhelma Sasnala w Zachęcie czy Rogalskiego oraz Budnego w CSW w Warszawie). W świadomości mało zainteresowanego sztuką Polaka jest to jedyny, główny i najlepszy nurt we współczesnej plastyce, co bez wątpienia przyczynia się do komercyjnego sukcesu tego gatunku.
SHIT ART jest z natury fabularne i figuratywne, oraz zgodnie z najnowszymi trendami w modzie zmienia się na abstrakcyjne lub surrealizujące. Ale to zależy ściśle od aktualnego zapotrzebowania na rynku. SHIT ART jest programowo ładne, ale jednocześnie smutno-szare (choć z powodu braku warstwy intelektualnej w efekcie końcowym w praktyce infantylne, niezręczne i bezpłciowe) po to aby zaspokoić potrzeby gustu kolekcjonerów. Jak się okazało, stało się trafniejsze jeśli chodzi o gust polskiej publiczności niż ARTE POLO gdyż trafiło w gust najniżej rozwiniętej warstwy intelektualnej, która z kolei ma największe pretensje do tego aby nią być.

Do największych rekinów SHIT ART należą tacy potentaci jak wspomniany już Wilhelm Sasnal, czy Marcin Maciejowski, których działalność w zasadzie nie daje się opisywać terminem sztuka. Wilhelm Sasnal maluje karykaturalne obrazy namolnie stosując metodę szablonowego efektu powstającego podczas kopiowania wzoru z rzutnika lub wydruku z Internetu. Sasnal najbardziej wypłynął dzięki niezawodnej zawsze metodzie podjęcia tematu Holocaustu oraz dzięki zakupie kilku jego obrazów przez sprytnego spekulanta sztuki Charlsa Saatchiego, który już pozbył się części z nich z zyskiem dla siebie na aukcjach. Bohaterami tych obrazów są według autora bohaterowie życia codziennego, czyli jak w ARTE POLO typy prowincjonalno-gminne z Tarnowa lub Mysłowic, np. Anka - żona artysty, syn. Typowa wiocha! Ale tak naprawdę trudno zrozumieć, co te przykre dla oka wizje mają wspólnego z naszą rzeczywistością i dlaczego tak bardzo bawią polską a tym bardziej zachodnią publiczność (pewnie to pozostałości po wizji Polski jako kraju egzotycznego kiedy to w latach 90-tych jeszcze myślano że u nas żyją misie polarne). Bawią również dlatego, że za sprawą spekulacji rynkowych największych kolekcjonerów zaczęły osiągać rekordowe jak na polskie malarstwo ceny: na aukcji w 2007 roku w Christie’s sprzedał się obraz Sasnala „Samoloty” za 396 tys. dolarów, w 2008 roku za 229.250 funtów również jego „Palące dziewczyny”. Wilhelm Sasnal lubi się powoływać na polskość (shit-polskość?) swoich obrazów, a nowobogacka publika najwyraźniej uważa, iż malowane olejnymi farbami infantylne obrazki to absolutnie coś najlepszego, na co stać polskich malarzy. Marcin Maciejowski – praktycznie to samo co Sasnal. A Rafał Bujnowski to jeszcze raz to samo, ale to już w ogóle nie wiadomo co. Bogacka z Budnym - zainspirowani zachodnią modą na abstrakcję w dobie kryzysu, sumiennie dbają o zapewnienie podaży na tego rodzaju towar w Polsce, w odpowiedniej szaro burej polskiej kolorystyce. Pretensjonalny typ artystowski w ramach SHIT ART prezentuje Monika Sosnowska. Z powodzeniem jedzie na sentymentalnym kiczu postpeerelowskich motywów. Kontakt z tym nazwiskiem sprawia, że odbiorca momentalnie naraża się na pochłonięcie części jego cennego mózgu przez beton lub przedziurawienie dołującym żelaztwem. Prospołeczny zaangażowany typ to z kolei Żmijewski, który wypłynął dzięki niemoralnemu wykorzystywaniu niepełnosprawnych i innych ofiar losu.
Poza tym panuje moda na zniewieściałych czy zgejonych twórców introwertyków, których już sama postawa wychudzonego typa z podkrążonymi oczami, z szalikiem wokół szyi, rozciągniętym swetrem, okularami koniecznie w grubych oprawkach, w trampkach, sugeruje chorobę nie tylko fizyczną ale i psychiczną. Jako plus podaje się że są zamknięci i wrażliwi. A to z kolei sprawia że totalnie nie umieją się zachować przed kamerami czy podczas publicznych wystąpień, gdyż miejsce reklamowanej przez ich menedżerów wewnętrznej inteligencji zastępuje pustka, wręcz totalny debilizm. Z tego też powodu nie mogą osiągnąć poziomu artysty z charyzmą, gdyż nie są w stanie samodzielnie nawiązać kontaktu z publicznością, wszędzie muszą reprezentować ich menedżerowie i wyręczać w najdrobniejszych ruchach. A po wystawach w publicznych galeriach, załatwionych przez wspomnianych menedżerów i zmontowanej odpowiedniej biografii zarabia się na tych obstawionych szczurach wyścigowych wystawiając np. na targach Frieze albo Basel.



Obrazy Polish Art i Minimal Art są symbolem końca epoki Shit Artu bo nic nowego w tym temacie nie da się wymyślić. Bogacka czy inni neoabstrakcjoniści i przedstawiciele szarego malarstwa sasnalowatego mogą jedynie automatycznie powtarzać i multiplikować to samo. Dokładnie tak jak robią to rzemieślnicy na zamówienie, na zasadzie fuchy, ale to nie ma już nic wspólnego z twórczością, ze sztuką. Ich wysiłki są daremne.

Tekst źródłowy o ARTE POLO ( http://www.raster.art.pl/tygodnik/s_artepolo.htm ):
ARTE POLO - gatunek we współczesnej plastyce polskiej o specyfice zbliżonej do disco polo w muzyce. Wartości czysto artystyczne zostają w nim zastąpione wartościami komercyjno-rozrywkowymi. Popularny jednak - odmiennie niż disco polo - także wśród eli społecznych, od niewyrobionej publiczności po niektóre kręgi kolekcjonerów, galerników i krytyków. Wystawy ARTE POLO organizują także niektóre państwowe muzea i galerie za pieniądze podatników (np. ekspozycje Duda-Gracza w Muzeum Śląskim w Katowicach czy w Muzeum Etnograficznym w Warszawie). W świadomości mało zainteresowanego sztuką Polaka jest to jedyny, główny i najlepszy nurt we współczesnej plastyce, co bez wątpienia przyczynia się do komercyjnego sukcesu tego gatunku. ARTE POLO jest z natury fabularne i figuratywne, co przekonuje widza, iż autor musiał się poważnie napracować nad swoim dziełem: wymyślić temat, a potem jeszcze namalować wszystko „jak żywe”. To wszystko jest oczywiście fikcją gdyż po pierwsze twórcy ARTE POLO malują w kółko to samo, nie muszą więc nic wymyślać, a po drugie tak naprawdę unikają poprawnego anatomicznie rysunku i zastępują go własną, obrzydliwą, karykaturalną manierą, co również, rzecz jasna, nie kosztuje ich wiele fatygi. ARTE POLO jest programowo brzydkie, po to aby zaspokoić potrzeby złego gustu polskiej publiczności. Do największych rekinów ARTE POLO należą tacy potentaci jak wspomniany już Jerzy Duda-Gracz, czy Zdzisław Beksiński, których działalność w zasadzie nie daje się opisywać terminem sztuka. Duda-Gracz maluje karykaturalne obrazy w burych kolorach przypominające kiepskiej jakości ilustracje do bajek. Bohaterami tych obrazów są według autora typy prowincjonalno-gminne, ale tak naprawdę trudno zrozumieć, co te przykre dla oka wizje mają wspólnego z naszą rzeczywistością i dlaczego tak bardzo bawią polską publiczność. O tym jak bardzo bawią, świadczą rekordowe ceny obrazów Dudy Gracza osiągnięte na aukcjach w 1996 roku: 45 tys. zł za dużą, olejną „Fantazję tatrzańską”, 27 tys. zł za „Spacerek”. Duda-Gracz lubi się powoływać na polskość (arte-polskość?) swoich obrazów, a nowobogacka publika najwyraźniej uważa, iż malowane olejnymi farbami karykatury to absolutnie coś najlepszego, na co stać polskich malarzy. Beksiński - zainspirowany zachodnimi okładkami książek science-fiction - mozolnie, z dbałością o iluzję, maluje infantylne wizje zjawisk nadprzyrodzonych, fantastycznych ruin, potworów. Jego ambicją jest dostarczenie widzowi emocji pokrewnych tym, jakich doznaje się oglądając kasety video z amerykańskimi horrorami. Pretensjonalny typ artystowski (czyli „Jestem Wielkim Artystą”) w ramach ARTE POLO prezentuje Franciszek Starowieyski. Już sam strój mistrza - szyja opleciona kolorową chustką - wywołuje pioronujące wrażenie na widzach. Poza tym twórca jest urodzonym gawędziarzem, co zapewnia mu sukces telewizyjny. Reszta, w tym nieznośne rysunki Starowieyskiego (gołe, tłuste baby) nie ma już większego znaczenia, wobec gwiazdorskiej pozy mistrza. Porównując tę sytuacje do muzyki, możnaby powiedzieć, że Starowieyski jest artystą z playbacku. Warto tu również wspomnieć o niezwiązanych z konkretnymi nazwiskami, ale również istotnych zjawiskach w ramach ARTE POLO, m.in.: - skórki albo obierki czyli skóroplastyka - zaskakujące pomysłowością obrazy wykonane ze skóry (szczególnie lubiane gołe baby w wersji z zegarem); - landszafty czyli cudne widoczki - dla patriotycznie nastawionych melomanów - Żelazowa Wola jesienią; - polpierdy, oficjalnie: szarża ułańska (skrót utworzony przez podobieństwo fonetyczne do niemieckiego zwrotu polnische Pferde - polskie konie). Obok współczesnych realizacji należy również wspomnieć o obrazach sprzed 50 lub co najwyżej 100 lat malowanych przez polskich emigrantów w Monachium lub ich naśladowców i kupowanych dziś namiętnie na aukcjach jako zabytki kultury polskiej.

No comments:

Post a Comment