December 30, 2012

Burżuazyjni Rewolucjoniści

The Krasnals. Whielki Krasnal. "Piramida Zwierząt... czyli Stosowane Sztuki Społeczne". 2012. Rysunek A4
Wreszcie prawdziwe oblicze 'klasyków' polskiej sztuki krytycznej!
Przecież wiadomo, że jak się kończy kasa publiczna na tzw. 'projekty', zaczynają się porachunki osobiste i walka o resztki władzy.

W rolach głównych:
Katarzyna Kozyra - ściągnięta ze swej "Piramidy Zwierząt"
Artur Żmijewski - jak zwykle niepełnosprawny (swoją drogą celnie opisany przez Kaśkę)

Źródło - artykuły Kozyry i Żmijewskiego:
http://katarzynakozyra.natemat.pl/42801,dlaczego-rewolucjonistom-rosna-brzuchy-albo-powrot-syna-marnotrawnego
http://obieg.pl/felieton/27287


35 comments:

  1. Krasnale - jak widzę - kompletnie zamotały się w spirali hiper-inflacji. Nadprodukcja takich "banknotów" pseudo-radykalizmu jak powyższa rycina, nie wróży Wam dobrze. Mam nieodparte wrażenie, iż robicie wszystko, by popisowo odegrać rolę, w której chciałby obsadzić Was establishment. W tej sytuacji proponuję: więcej trzeźwości, mniej bezrefleksyjnej furii.

    ReplyDelete
  2. Bezrefleksyjnej furii – ale przecież to bardzo charakterystyczne dla nas – refleksja, myślenie o ile w ogóle, to zawsze po furii, to nasz żywioł. Bo rasowi atawiści z nas.
    A propos establishmentu – może trochę też by nam się przydało – jakaś ciepła posadka, zusik, parę stałego grosza w kieszeni… ach…

    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku,
    Pozdrawiamy!

    ReplyDelete
  3. I jeszcze jedna merytoryczna rada: nie bądźcie "luddystami". Innymi słowy: nie atakujcie "maszyn", lecz próbujcie zmienić warunki, w których tak, a nie inaczej programuje się "maszyny".

    Artur Żmijewski, podobnie zresztą jak (w mniejszym lub większym stopniu) my wszyscy (artyści), to "maszyna", w specyficzny sposób zaprogramowana przez instytucję sztuki - "maszyna" replikująca obrazy i słowa dopuszczone do obrotu przez programatorów dyskursu. "Maszyny" można badać, ewentualnie demontować, ale wściekłe ataki na nie są pozbawione sensu.

    Sens miałyby działania zmierzające do stworzenia własnych "środków produkcji". Chodzi mi głownie o "środki produkcji" prestiżu. Takimi środkami są własne idee i własny język, niezależny od języka wroga. Wasz dyskurs to świadectwo głębokiego uzależnieniu od dyskursu antagonisty. Koniec końców, nie możecie żyć bez "Żmijewskiego", podczas gdy "Żmijewski" (tzn. establishment)skutecznie ignoruje Wasze gesty. To wpędza Was w spiralę permanentnego resentymentu. W efekcie, od czasu do czasu na chwilę przyciągacie spojrzenie mediów, ślizgające się po powierzchni rzeczywistości, a tymczasem sama rzeczywistość - jej sedno - pozostaje nienaruszone. Co za tym idzie, krytyka w Waszym wydaniu to pozór. Nie proponujecie więc żadnej "trzeciej drogi". Kroczycie przecież ta samą drogą, co Żmijewski - drogą pozoru.

    ReplyDelete
  4. Problem polega na tym, że dookolny świat staje się banalnie (tzn. destrukcyjnie) atawistyczny.
    Życzę zatem mniej atawizmu, więcej auto-refleksji.

    Mam przy tym nadzieję, że załapiecie się także na "ciepłe posadki" (to jednak będzie trudne, o ile nie porzucicie jaskiniowych masek).

    Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku.

    ReplyDelete
  5. Panie Tomaszu
    Można wiedzieć, co w reakcji i we wpisie Krasnali zwróciło Pana uwagę i skłoniło Pana do wyrażenia swojej opinii? O ile się orientuję, nie jest Pan szczególnie aktywnym komentatorem na tym blogu. Nie jest to żaden zarzut, tylko coś, co wzbudziło moją ciekawość. Bo przecież we wpisie i rysunku Krasnali nie ma niczego, czego czytelnicy bloga nie widzieliby już wcześniej 100 razy. To też nie jest zarzut, bo od początku postrzegałem Krasnali jako kogoś, dla kogo wtórność jest częścią gry i kto podejmuje tę grę.
    Nie rozumiem tylko Pana gry. Zarzuty, które Pan prezentuje też widzieliśmy / słyszeliśmy już ze 100 razu, ale u Pana wydają się one pozbawione tego krasnalowego cudzysłowu, wyglądają na stawiane w 100 % na serio.

    Pisze Pan też: "na chwilę przyciągacie spojrzenie mediów, ślizgające się po powierzchni rzeczywistości, a tymczasem sama rzeczywistość - jej sedno - pozostaje nienaruszone"
    Czy mógłby Pan, jakkolwiek wyjaśnić, czym jest to, co nazywa Pan rzeczywistością? Bo o ile w tygodnikach typu Polityka słowo to również najczęściej jest używane w sposób "wszystkologiczny", to jednak można się najczęściej domyślić, że chodzi o to, co posiada społeczną etykietę "faktów". Natomiast w Pana komentarzu "rzeczywistość" wygląda raczej na pewien zespół ocen i opinii, co wydaje się wydrążać to słowo z jakiegokolwiek znaczenia, ale może się mylę.

    ReplyDelete
  6. Szanowny Panie / Szanowna Pani

    1. Generalnie rzecz biorąc, wpis The Krasnals zainteresował mnie w kontekście postu, który pojawił się na blogu Katarzyny Kozyry - postu atakującego Artura Żmijewskiego. Post Kozyry, reakcja Żmijewskiego, komentarz The Krasnals... A do tego niedawny artykuł Jakuba Banasiaka w jednym z ostatnich numerów "Dwutygodnika". Wszystkie te gesty wydają mi się o tyle ciekawe, że (na różne sposoby i w różnych kontekstach) potwierdzają stan intelektualnej petryfikacji w świecie polskiej sztuki.

    2. (W odniesieniu do powyższego) "Rzeczywistość" definiuję jako specyficznie zhierarchizowany polski art world. Sedno tak pojętej rzeczywistości wydaje się całkowicie odporne na język proponowany przez The Krasnals. Ciekawi mnie zatem sytuacja, w której z jednej strony mamy do czynienia z "rzeczywistością" niemal całkowicie obojętną na ataki, z drugiej zaś - z inflacją retoryki ataku.

    ReplyDelete
  7. Panie Tomaszu

    Ad 1. Tyle zrozumiałem sam, jednakowoż:

    Mimo, że sytuacja pt. blog Katarzyny Kozyry, reakcja Żmijewskiego, Banasiak itd, jest jakąś nowinką, to będę się upierał, że Pana zarzuty taką "nowinką" nie są. Przez ostatnie 4 lata można je było spokojnie stawiać (i wielokrotnie stawiano) dokładnie w ten sam sposób, jak Pan to uczynił, a Krasnale wielokrotnie odpowiadali. Sytuacja Kozyra-Żmijewski niczego do tych zarzutów nie dodała.

    Trochę dziwi mnie, że postrzega Pan (jeśli dobrze rozumiem) działania Krasnali, jako frontalny, oldskulowy i w gruncie rzeczy dość banalny atak na artworld, prosty akt negacji. Wydaje mi się, że można w tych działaniach widzieć całą paletę praktyk okołosubwersywnych, że tak powiem. Nawet coś co wygląda na proste pierdolnięcie (a przecież Krasnale nie ograniczają się do takiego "napierdalania") może spokojnie mieć drugie, trzecie, i dziesiąte dno i chyba (m.in) o coś takiego chodziło Krasnalom we wpisie

    http://the-krasnals.blogspot.com/2012/08/piekno-na-barykady.html

    w którym napomknęli o wypełnianiu niszy po sztuce krytycznej i o Foucaulcie. Dlatego też

    Ad 2. Nie wydaje mi się, żeby mówienie o "odporności zhierarchizowanego polskiego artworldu na język" Krasnali odnosiło się tego, co krasnale próbują robić, ale może nie mnie o tym sądzić. Nie wydaje mi się, żeby Krasnale poważnie myślały o tym, że ich działania naruszą instytucjonalny rdzeń artworldu. Rozumiem te działania raczej jako walkę o "rząd dusz", a od tego do zmian instytucjonalnych droga daleka. I znowuż - być może jest to mój wymysł, ale nie sądzi Pan, że sam fakt, że Kozyra i Żmijewski (w końcu koledzy z pracowni Kowalskiego) się "żrą", nie trzymają "jednej linii", może stanowić jakąś drobną przesłankę do wniosku, że ta oficjalna hierarchia zaczyna, może nie pękać i się walić, ale jednak nie wyglądać już tak ładnie i tak oczywiście?
    Pozwoli Pan, że będę pisał anonimowo. W razie wątpliwości, jestem panem, powiedzmy że szanownym.

    ReplyDelete
  8. Szanowny Panie,

    Ad 1) Proszę jednak zwrócić uwagę, że właśnie fakt przejęcia "rządu dusz" byłby realną zmianą w dotychczasowej hierarchii (notabene nie oczekiwałbym tu szybkich zmian). Takiej zmiany nie da się wszelako przeprowadzić poprzez kumulację prostodusznych inwektyw. Być może lepiej skoncentrować się na szlifowaniu projektów typu "Statek głupców" (ciekawy, choć niedopracowany) niż "obsługiwać" każdy gest Żmijewskiego przy pomocy "atawistycznej" satyry.

    Zapewne moje zarzuty nie są specjalnie oryginalne, ale to bynajmniej ich nie unieważnia.

    Ad 2) Nie sądzę, by określenie "Kozyra i Żmijewski się żrą" było adekwatne. Katarzyna Kozyra przypuściła na Żmijewskiego prymitywny (i w dużym stopniu niecelny)atak, Żmijewski zaś odpowiedział merytorycznie i trafnie. Zdarzenie jest całkowicie pozbawione przełomowego znaczenia - nie daje żadnych podstaw, by oczekiwać istotnych ruchów tektonicznych na scenie (nawiasem mówiąc, wymiana zdań na linii Kozyra-Żmijewski, to najzwyklejsza pod słońcem polemika. Tylko w tak upośledzonej pod względem dialogowym kulturze jak nasza, sam fakt polemiki może urastać do rangi "nowiny").

    ReplyDelete
  9. "Wasz dyskurs to świadectwo głębokiego uzależnienia od dyskursu antagonisty. Koniec końców, nie możecie żyć bez "Żmijewskiego", podczas gdy "Żmijewski" (tzn. establishment)skutecznie ignoruje Wasze gesty."

    Gdyby nie Żmijewski, Sasnal, nie byłoby Krasnali, gdyby nie konsumpcjionizm nie byłoby zachodnich prowokatorów kultury, gdyby nie polski ciemnogród nie byłoby Andy Rottenberg, Sasnala, czy Żmijewskiego, gdyby nie Murzyni nie byłoby Zmurzynienia, gdyby nie biel nie byłoby czerni, itp itd.

    Brak antagonizmów jest dość utopijną ideą (skrajnie lewicową), oznacza świat bez kontrastów.

    Nie uważamy również aby refleksyjność była ważniejsza niż atawizm, są to dwie różne sprawy i każdy powinien je stosować wedle własnego wyczucia. Działanie atawistyczne jest być może mniej refleksyjne, ale za to impulsywne, intuicyjne i bardzo często najlepiej trafione.
    "dookolny świat staje się banalnie (tzn. destrukcyjnie) atawistyczny." Nie zgadzamy się z tym, szczególnie jeśli chodzi o świat sztuki - pogrążony jest w marazmie i zaflegmieniu (zakłamaniu). Twórcom polskiej sztuki przydałaby się dawka zdrowego ożywczego atawizmu.

    ReplyDelete
  10. Panie Tomaszu

    Widzę, że się nie zgodzimy, ale jednak spróbuję. Kiedy Cool Kids of Death byli popularni, w wywiadach często pytano ich o bunt. Cierpliwie odpowiadali wtedy, że nie chodzi o „bunt” i zaczynali nawijkę o „uwikłaniu” itp., itd. Kiedy podczas spotkania z prasą ktoś po raz 478348 spytał „dlaczego się buntujecie”, wyszli z sali. Analogia tej sytuacji z Pana zarzutami wobec Krasnali nie jest być może pełna, ale widzę pewne podobieństwa. Dlatego byłem ciekaw co skłoniło Pana do zabrania głosu akurat w ten sposób i w tym momencie. Nie sugeruję, broń boże, że z jakichkolwiek powodów nie powinien Pan zabierać głosu. Po prostu zastanawiałem się, czy jest to z Pana strony jakaś gra, a jeśli tak, to jaka.
    Zresztą Krasnale, w odróżnieniu od CKoD nie dyskredytują takich pytań, a wręcz odpowiadają „tak, jesteśmy atawistyczni i chuj!”. Powtórzę, że taka odpowiedź wydaje mi się – znowuż – raczej grą, niż parezją, co nie znaczy jednak, że ta odpowiedź jest kłamstwem. Możliwości interpretacji tej gry sugerowała Iza Kowalczyk już w swoich pierwszych wpisach o Krasnalach z 2008 i 2009 r.

    Ad1. Być może niezbyt szczęśliwie (w zbyt małym cudzysłowie) użyłem zwrotu „rząd dusz”. Ale nawet, jeśli traktować go bardziej dosłownie, to trzebaby się najpierw umówić, co uważamy za „realną zmianę w dotychczasowej hierarchii”. Wtedy będzie wiadomo co mogłoby zweryfikować ową skuteczności języka, o której Pan mówi. I nawet, jeśli (tu się zgadzam od początku) dotychczasowa hierarchia nie została złamana, to trudno (przynajmniej mnie) uznać, że NIC się nie zmieniło od momentu pojawienia się Krasnali. Powtórzę też, że działania Krasnali postrzegam raczej jako foucaultowską krytykę, niż jako walkę o narzucenie nowej hegemonii (wg Laclau / Mouffe). W takiej perspektywie mówienie o skuteczności wydaje mi się bardzo ryzykowne (wymagające licznych wyjaśnień), jeśli w ogóle adekwatne.

    Przepraszam, jeśli pytanie to wyda się Panu nieuprzejme, ale kim Pan jest, żeby rozliczać Krasnali ze skuteczności? Wbrew pozorom nie jest to z mojej strony złośliwość. Po prostu uważam, że ważne jest nie tylko CO jest mówione, ale też KTO i SKĄD to mówi. Pytam nie po, żeby Pana „zagiąć”, tylko dlatego, że liczę, że przemyślał Pan tę kwestię pisząc tu komentarz i podpisując się i dlatego, że wydaje mi się to ciekawe. Z góry zaznaczam, że ja jestem „nikim” w tym sensie, że moje nazwisko nikomu niczego nie powie.

    Z mniej ważnych spraw: nie pisałem, że sprzeczka Kozyry ze Żmijewskim ma „przełomowe znaczenie” ani że „urasta” do jakiejkolwiek „rangi”. Sugerowałem tylko, że możnaby ją postrzegać jako oznakę głębszych procesów, choć samą w sobie trywialną, a to jednak coś innego. Trywialność tę miało sugerować słowo „nowinka” (nie „nowina”).

    PS Szkoda, że nie występował Pan na otwarciu Korespondencji. Prawdę mówiąc, przede wszystkim na to liczyłem, a nie na wysłuchanie stu ambasadorów i ministrów.

    ReplyDelete
  11. Jako że Zakład poruszył temat,też wydał nam się zabawny fakt, że próbuje pan eukować, wychowywać niegrzecznych Krasnali.
    Niemniej jednak bardzo się cieszymy, dla nas to zaszczyt! Może coś z tego będzie...

    A jeśli chodzi o znaczenie i skuteczność Krasnali, nie nam oceniać, natomiast pojawiła się książka Piotra Zańko z Uniwersytetu Warszawskiego o prowokatorach kulturowych w Polsce ""Zabijemy was słowami". Prowokacja kulturowa w przestrzeni miejskiej i w internecie", gdzie bardzo celnie przeanalizowane są pewne zjawiska, również działalność The Krasals w tym kontekście. Polecamy, może warto by się do tego odnieść.
    http://www.wuw.pl/ksiegarnia/product_info.php?products_id=5042

    ReplyDelete
  12. Jest nawet rozdział pt. I chuj!
    Brzmi zachęcająco :) Dzięki za link!

    ReplyDelete
  13. Do Zakładu Ślusarstwa:

    Szanowny Panie,

    jeśli chodzi o (wysoce skomplikowany) problem atawistyczności, to, jak rozumiem, Pańskie stanowisko można by streścić mniej więcej tak (proszę mnie skorygować jeśli się mylę): ponieważ Krasnale postulują "atawistyczność", więc trudno im czynić zarzut z tego, że są "atawistyczni". Problem jednak polega na tym, że - jak sądzę - nie można rościć RÓWNOSILNEJ pretensji do jednoczesnego bycia krytykiem i atawistą. Nowocześnie pojęta krytyczność zakłada prymat autorefleksji nad afektywnością (np. nad furią). Możliwe jest oczywiście (niekiedy wręcz pożądane) jest refleksyjne posłużenie się "furią" (lub "gniewem"). Mam wszelako wrażenie, że "gniew" prowadzi Krasnalsów na manowce - tzn. w krainę jałowych poznawczo uproszczeń. Teza, że Żmijewskiego napędza wyłącznie żądza kasy i władzy, jest takim właśnie uproszczeniem. Uproszczeniem radykalnie zaprzeczającym postawie krytyki foucaultowskiej,która - co trzeba podkreślić - nigdy nie posługiwała się symplifikacjami, lecz zawsze bazowała na wielowymiarowej, subtelnej, "mikrologicznej" analizie krytykowanego obiektu. Nie wystarczy powiedzieć "krytykuję władzę", by być krytkiem foucaltowskim. Gdyby tak było, zarówno Żmijewskiego, jak i Krasnali, należałoby zaliczyć do tej samej kategorii krytyków.

    W kontekście powyższego odpowiadam też na Pańskie (bynajmniej nie nieuprzejme) pytanie o prawomocność moich pytań kierowanych pod adresem The Krasnals. Kim zatem jestem, by "rozliczać Krasnali ze skuteczności"? Otóż określiłbym siebie jako kogoś, kogo interesuje problem "politycznej" efektywności artystów, którzy określają siebie mianem krytycznych. Dlatego właśnie nie tyle rozliczam Krasnali z czegokolwiek, ile po prostu wypowiadam określone sądy na temat najistotniejszego aspektu ich działalności.

    Do The Krasnals:

    Nie próbuję edukować Krasnali "niegrzecznych", lecz przede wszystkim - bezrefleksyjnych (chodzi autorefleksję tożsamą z autokrytycyzmem).

    ReplyDelete
  14. "Metody stosowane przez inspektora można by uznać za dziwaczne, gdyby nie fakt, że są niezwykle skuteczne."
    Cytat z 'Różowej Pantery'

    ReplyDelete
  15. "Metody stosowane przez The Krasnals można by uznać za niezwykle skuteczne, gdyby pominąć ich zwyczajową nieskuteczność". (Por. D. Jarecka, E. Majewska, "Resentyment w sztuce polskiej w latach 2000-2020", w: tychże, "Krótka historia pseudo-krytycyzmu", Warszawa 2025, ss. 666-689.)

    ReplyDelete
  16. jeśli do tego dodać:
    http://katarzynakozyra.natemat.pl/38005,wolnosc-sztuki-czy-wolnosc-zlodzieja
    ------------------------------------------------------------------------------
    -Powstał smrodek. Pewna osoba sfotografowała komercyjną wystawę Piotra Uklańskiego w Londynie i podesłała zainteresowanym. Zainteresowanymi są polscy artyści, których twórczość przypada na lata 70. i których prace zamieścił Łukasz Ronduda w książce "Sztuka polska lat 70. Awangarda". Uklański skopiował prace z tej książki. Nie trzeba dodawać, że są to prace raczej nieznane w zachodnim, CZYLI TYM WŁAŚCIWYM :) obiegu artystycznym. Uklański tak długo używał photoshopu, aż zdjęcia ORWO z lat 70. nabrały blichtru magazynu pornograficznego (tak się retuszuje cipy:)).
    --------------------------------------------------------------------
    -to wygląda to 1 Wielką Wojnę Kawiorową...trup się ścieli gęsto i nikt nie będzie brał jeńców... ;)

    ReplyDelete
  17. Panie Tomaszu Kozak z tą skutecznością to trzeba ostrożnie... ;)
    -Eligiusz Niewiadomski : Potrzeby artystyczne Warszawy wobec przewidywanych zmian politycznych (Warszawa 1915)

    ReplyDelete
  18. Panie Tomaszu, trochę niepoważne przytaczać tego typu ‘autorytety’. Osoba która szuka refleksyjności bynajmniej nie powinna cytować bezrefleksyjnych propagandowych autorów tekstów jak Dorota Jarecka, nie mająca nic wspólnego ze sztuką, za to będąca do bólu przewidywalną, gdyż wiadomo że zatrudniona przez jedną ze stron do propagowania jedynej słusznej opcji w sztuce i unicestwienia wszystkiego co niezgodne z tą linią. Wszyscy zarówno po jednej jak i po drugiej stronie wiedzą kim jest Dorota Jarecka i jakie ma zadanie. Chyba dyskusja, bądź to nawet zabawa w dyskusję na tym poziomie traci już sens.

    A sam fakt że główna propagatorka wspomniała o nas w tego typu tekście potwierdza nasze argumenty oraz to iż jesteśmy jakimś zagrożeniem, co za tym idzie niebezpieczni, skuteczni i efektywni.

    Przy okazji, chętnie byśmy przeczytali ten tekst, akurat go nie znamy, czy nie byłoby kłopotu aby go pan nam przesłał na maila, do własnej kolekcji? t.krasnals2@wp.pl

    ReplyDelete
  19. No tak, w końcu "coraz mocniej zarysowuje się zjawisko strachu, lęku przed Krasnalami". Mnie także sparaliżowało - dlatego nie prześlę Państwu inkryminowanego tekstu. Liczę jednak na Państwa aktywność researcherską (boję się jednak, że poszukiwania zajmą Wam następną dekadę, wszak cytowany tekst ukazał się w 2025 roku).

    ReplyDelete
  20. Gratulujemy niezwykle udanej prowokacji. Pytanie tylko co ona miała na celu prócz atawistycznej zabawy. Przytoczone przez pana przykłady, nawet jeśli pochodzą z 2025 roku, nie mają mocy zmiany poglądów krasnali co do pewnych osób jak i zjawisk, ani nie wnoszą żadnych refleksji.
    I tera nam panie Tomku pan się podoba. Więcej takich sztuczków. Dzięki nim życie naprawdę byłoby weselsze i zabawniejsze.

    ReplyDelete
  21. Szanowni Państwo,

    sęk w tym, że to nie była żadna prowokacja (po prostu nie byliście uprzejmi uważnie przeczytać mojego posta). A już na pewno nie prowokacja "atawistyczna" (tzn. inspirowana "furią" lub "gniewem").

    Ten fikcyjny cytat nazwałbym raczej symulacją krytyczną - chodziło mi o to, by dać Państwu wyobrażenie, co się stanie, gdy będziecie wykonywać ciągle te same satyryczne sztychy. Otóż wtedy ludzie pokroju Doroty Jareckiej pisać będą o Was ciągle to samo (czy zresztą nie o to Wam chodzi? Kot ciągle prowokuje psa, pies w kółko opędza się od kota - zupełnie jak w "Iwonie" Gombrowicza...)

    ReplyDelete
  22. Przepraszamy bardzo za nieuprzejmą nieuwagę, ale byliśmy wciągnięci w film. Właśnie leciała "Legalna Blondynka", która funkcjonowała w sposób z którym się identyfikujemy niemal w 100%, więc było naprawdę śmiesznie. Co ciekawsze stosując owe metody, na końcu rozgromiła wszystkich z wielkim impetem, właśnie w tej grze, gdzie kot i pies się ścigają. Więc ma pan rację że nam się ta gra podoba i się świetnie podczas niej bawimy. I teraz nasuwa się proste pytanie - dlaczego pan chce nam zabrać nasze ulubione klocki i zamienić je na jakieś inne które nam się w ogóle nie podobają?

    ReplyDelete
  23. PS. Panie Tomku, przepraszamy, rozumiemy że pan wybrał się na wojnę, ale my akurat funkcjonujemy w cyrku, gdzie nota bene wszyscy jesteśmy.

    ReplyDelete
  24. Tak się złożyło, że ja także wczoraj oglądałem ten film. Blondynka w finale zdobywa świadectwo z czerwonym paskiem oraz uznanie surowej Pani Profesor. Obawiam się, że Państwu taki finał niestety nie grozi. Innymi słowy: Joanna Mytkowska Was nie polubi, mimo że - jak rozumiem - to właśnie jej (lub np. Andy Rottenberg) sympatię pragniecie sobie zaskarbić. Tu koło się zamyka, bo znów wracamy do kwestii skuteczności...

    ReplyDelete
  25. PS. Faktycznie, chciałbym Wam zabrać klocki, bo na nich daleko nie zajedziecie. Próbuję obdarować Was kołem (wy jednak wolicie modele kwadratowe).

    ReplyDelete
  26. Ech Panie Tomku, nic pan nie zrozumiał z filmu. Pana interpretacja jest najbardziej dosłowna, omylna i powierzchowna. Refleksyjność dzieła zawiera się również w otwarciu odbiorcy na nią i być może tu tkwi pana problem. My mimo swego zamiłowania do atawizmu (a może dzięki niemu) spojrzeliśmy nieco dogłębniej.
    Pomijając kwestię zbieżności płci, pani Rottenberg ani pani Mytkowska wcale nie nadają się do roli Pani Profesor. Przecież to oko w oko Pan Profesor, ów słynny wpływowy, adwokat w mieście, który wygrywa wszystkie sprawy (projekty), który ma władzę, który dopuszcza innych do systemu jedynie przez molestowanie. Zaprasza kandydatów na spotkanie mówiąc „chcę porozmawiać o twojej karierze” – inaczej mówiąc artysta musi dać dupę. Każdy ustawia się w kolejce do lizania tej starej, pomarszczonej, pryszczatej dupy, byleby dostać pracę. Zresztą panie Tomku sam pan wie, sam pan pracuje w instytucji. A propos – widzimy dokładnie tę scenę w centralnej części Bitwy pod Grunwaldem.
    A rolę Pani Profesor widzielibyśmy raczej jako wzór dla funkcjonującego obecnie systemu, gdzie ważna jest jakość a nie kto i komu co daje, lub druga opcja – Pani Profesor to przedstawiciel tych wszystkich, którzy widzą zakłamanie profesora i wyczuwają intuicyjnie rolę, znaczenie oraz potrzebę Krasnali.

    ReplyDelete
  27. Słowem, sam system nie jest zły, istnieją tylko dobrzy i źli profesorowie. Hm... Dzięki bogu, nie obca jest Państwu cnota określana niegdyś jako sancta simplicitas.

    ReplyDelete
  28. PS. Czy Państwo także ustawiają się "w kolejce do lizania tej starej, pomarszczonej, pryszczatej dupy, byleby dostać pracę"?

    ReplyDelete
  29. owszem, ustawiamy się w kolejce, ale z zamiarem wyduszenia gnoju z owych syfów. Cóż brudna robota, ale ktoś musi to zrobić.

    A systemy jak już zmieniają się zawsze oddolnie, czyli od ruchów takich jak krasnale. Jeśli społeczeństwo angażuje się w opór kulturowy, oznacza to, że kultura dominująca oraz władza, którą ona wspiera, skazane są na rychły upadek.

    PS. Bo odświeżona pupa zawsze zmienia oblicze władzy.
    PS. A teraz pytanie filozoficzne do pana: a czym wg pana różni się koło od kwadratu? Gdyż można w koło wpisać kwadrat, w kwadrat koło, itd.
    Panie Tomku, znów tak powierzchownie i jednoznacznie (bezrefleksyjnie).

    ReplyDelete
  30. jeszcze jedno PS. Dziękujemy za dobrą intencję że chce pan nam dać koło i bardzo byśmy chcieli skorzystać, niestety nie możemy, bo w wyniku naszej zabawy w dyskusję z panem, coraz jaśniej widzimy że nie dość że pan sam koła nie ma, to również pan klocków nie posiada.

    ReplyDelete
  31. Panie Tomaszu

    Chyba nie rozumiem, co rozumie Pan pod pojęciem "atawistycznych" skłonności Krasnali. Myślałem, że to taki, raczej potoczny, skrót myślowy oznaczający prymitywność i wulgarność działań Krasnali. Ale z całości Pana wypowiedzi i uznania atawistyczności za problem "wysoce skomplikowany" wnioskuję, że albo jest to jakaś teoretyczna koncepcja, której nie znam (nie przywołał Pan żadnych publikacji, nazwisk) albo nie wychwyciłem ironii. Nad ironią się zastanawiałem, ale wtedy musiałbym uznać, że unika Pan odniesienia się do tego, co piszę, bo wtedy trudno byłoby mi dostrzec większy związek tego, co piszę, z tym co Pan odpowiada.

    Pisałem, że chyba się nie zgodzimy i podsunął mi Pan przykład. Wg Pana stawiana przez Krasnali teza, że Żmijewskiego motywuje wyłącznie kasa i żądza sławy jest tezą prymitywną i nieskuteczną w walce o strącenie tegoż Żmijewskiego z piedestału. Taka diagnoza (prymitywności i nieskuteczności) ma sens tylko pod warunkiem, że traktujemy tezę Krasnali w 100 procentach poważnie, jako prostoduszny akt wykrzyczenia czegoś, co leży komuś "na wątrobie" i całkowicie wykluczamy możliwość, że jest to element jakiejś gry, o której już pisałem. Taka interpretacja wydaje mi się szalenie redukcjonistyczna i wymagająca sporo negatywnego nastawienia już "na wejściu", czyli grzeszy dokładnie tym, co sama piętnuje.Przepraszam za ironię, ale jeśli oglądał Pan kiedykolwiek serial Southpark, to czy traktował Pan wszystkie przedstawione tam zdarzenia w 100 procentach poważnie, jako „oficjalne” stanowisko autorów serialu?

    Dodatkowym problemem (dla mnie) jest Pana uzasadnienie takiej interpretacji (że wszystko traktujemy w 100 % poważnie). Ostatecznie bowiem jedynym, co ma Pan w zanadrzu na uzasadnienie, jest Pana wrażenie. Pisze Pan „Mam wszelako wrażenie, że "gniew" prowadzi Krasnalsów na manowce”. OK, Pan ma takie wrażenie, ja mam inne i dlatego, jak już wspomniałem, nie sądzę, żebyśmy się zgodzili. Tylko, że ja jestem, jak wspomniałem, „nikim”, mogę sobie na to pozwolić. A Pan jednak jest Tomaszem Kozakiem :)

    Twierdzi Pan, że działań Krasnali nie można nazwać foucaultowską krytyką. Ma to sens tylko pod warunkiem przyjęcia skrajnie ortodoksyjnej hipotezy, że foucaultowską krytyką jest tylko to, co dosłownie powtarza to, co robił Foucault (przynajmniej na płaszczyźnie metodologicznej). Osobiście skłaniam się ku postrzeganiu foucaultowskiej krytyki raczej jako pewnej postawy, niż z góry określonej i ograniczonej metodyki działań. Postawę taką można by określić np. cytatem „nie twierdzę, że mam rację; twierdzę tylko, że ty nie masz racji twierdząc, że masz rację”. Takich bon motów z Foucaulta jest sporo i, o ile się orientuję, nie był on jakimś ortodoksem wobec sposobów w jaki ludzie obchodzą się z jego spuścizną. Ale to moje zdanie i rozumiem, że tu również możemy się po prostu nie zgodzić.

    Co do pytania o prawomocność Pana zarzutów: „kimś kogo interesuje problem „politycznej” efektywności (...)” to mogę sobie być ja – mały biedny ludek, galeryjna tłuszcza. Pan jest elementem „systemu” i nie jest to żaden przytyk, ani synonim „funkcjonariusza krwawego reżimu”. Liczyłem tylko, że wziął Pan to pod uwagę formułując swoje zarzuty i potrafi Pan to jakoś „przepracować” (przepraszam za skrót myślowy). Tym bardziej, że nie jest Pan anonimowym trybikiem, ma Pan swoje nazwisko i również zajmuje się Pan szeroko pojętą (i daleko posuniętą) krytyką. To trochę nawiązanie do ostatniego komentarza Krasnali. Bo rozumiem, że posługując się takimi kryteriami, jakie tutaj Pan prezentuje (skutecznością jakkolwiek pojmowaną), uważa Pan swoje własne działania za daleko bardziej jałowe, niż działania Krasnali, tak?

    ReplyDelete
  32. Dziwią mnie wpisy pana Tomasza, według mnie to jedni z najbardziej refleksyjnych twórców ostatniej dekady. Ich obrazy, jak i ogromna ilość tekstów dają do myślenia na temat kultury, władzy, polityki. Może zetknął się pan z nimi po raz pierwszy i nie przeglądał jeszcze bloga. Warto zerknąć parę wpisów do tyłu. Jedna z moich ulubionych prac to mural „Jest super” w Lublinie. Czy to jest bezrefleksyjne?

    ReplyDelete
  33. Najpierw Cię ignorują. Potem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą walczą. Później wygrywasz.
    -Gandhi
    ------------------------------------------------------------------------
    o tak .... ;)
    g.n

    ReplyDelete
  34. Fascynująca dyskusja! Meritum zgubiłam już w trzecim komentarzu, ale przeczytałam wszystkie bo mimo, że sensu nie byłam w stanie wychwycić, styl jest doprawdy przepiękny. Przepychanki słowne i źródłowe podane w tak pięknej formie są sztuką.
    Co ciekawe stanowi to bardzo intensywny kontrast do tekstu Katarzyny Kozyry:

    "Apologeta" artysty - Karol Sienkiewicz - w katalogu skrupulatnie wyliczając kolejne (podpowiadane mu?) METODY pracy, nie zauważa czy po prostu pomija jeszcze jedną - Metodę Zapożyczeń. Ciekawie, by było o niej przeczytać coś więcej... Bo upodabnianie (wtapianie się) Żmijewskiego do (w) Althamera staje się faktem... A na tej wystawie nie tylko do (w) niego… Dziwiąc się tej szarej lamperii na ścianach (po co ona tu w ogóle jest?), "klęcznikom" na słuchawki (mają ukryć kable) czułam się jakbym oglądała instalacje Moniki Sosnowskiej :)."

    Ja natomiast czułam się jakbym czytała wstępniaka w MaleManie Oliviera Janiaka, kto miał okazję tego doświadczyć łączy się ze mną w bólu. Ten tekst pozwolił mi zrozumieć, że artystka ma problem nie tylko z wypowiadaniem się, a po prostu z wyrażaniem swoich myśli słowami. Widocznie ich strumień jest nie do opanowania.

    Pozdrawiam
    Ala

    ReplyDelete