Hans Arp w Muzeum Narodowym w Poznaniu. W roku świętującym 100-lecie
awangardy polskiej. Pięknie. Artysta godny szacunku i uznania, do tego
nic nie mamy, bardzo ładnie że możemy obejrzeć go w Poznaniu.
Wspaniale że miał związki z Polską, a polscy artyści z nim, znakomicie że widać przenikające się wpływy.
Ale tak sobie pomyśleliśmy, czy w taką rocznicę, w 100 lecie awangardy
niemieckiej, jako główne wydarzenie powiedzmy w Kolonii czy w Monachium,
pojawiłaby się wystawa polskiego
artysty, np. Henryka Stażewskiego, a do tego na doczepkę kilku artystów
niemieckich klasycznych, i młodych współczesnych, którzy Stażewskim się
zainteresowali… Po raz kolejny niestrudzenie wypływa na wierzch kompleks
Polaczka wobec wielkiego zachodniego Niemca.
I druga wątpliwość
przy okazji tej wystawy – to wysoce subiektywna wersja Arpa zapodana
przez kuratorkę Martę Smolińską. Nimfomatyczno haptyczny bełkot o czymś
co nabrzmiewa, raczej o niezaspokojeniu seksualnym naszej polskiej
kuratorki. A co z klasą? Niemka Maike Steinkamp z fundacji Hansa Arpa w
Berlinie prezentowała się schludnie, za to nasza rodaczka w leginsach
koronkowych z wielkimi dziurami na udzie. Skoro wystawa miała być na
poziomie, to może ktoś by zatrudnił stylistę, który by ją z klasą ubrał.
Wystawa stanowi zatem niebywały mix niezadowolenia seksualnego
kuratorki, wraz z kompleksem Zachodu. Wyrazem tego było też kilku
naszych wschodzących artystów, ustawionych z boku głównych gwiazd, i
uwaga - na domiar tego wszystkiego, na schodach wraz z całą świtą na
środku wielki, nawet już nie lekko zaokrąglony znany poznański gej z
Białorusi, zresztą bardzo sympatyczny, ale typowy chłopiec na posyłki, i
nie wiedząc czemu, on zaś przyniósł wielki bukiet kwiatów, który kupił
dla siebie i dla dwóch wybrańców ze świty. A uwaga, bohater ten nie brał
udziału w wystawie, po prostu zrobił katalog i zaproszenia. Ale
koniecznie chciał pojawić się na podium. No więc nie jesteśmy sami, obok
kompleksu Polaczka mamy też kompleks Białorusina.
Co jeszcze z
ciekawostek? Nie obeszło się bez wyeksponowania wątku gejowskiego, o
czym powinien pamiętać każdy szanujący się współczesny modny kurator.
Dla znawców metajęzyka sztuki polskiej było to nad wyraz śmieszne, kiedy
kuratorka zastrzegła sobie, że owe kształty, i pożądanie dominujące na
ekspozycji to nie tylko chodzi o ciało kobiety, a również o cielesność
męską, która np. się pręży i staje. No cóż, pani kuratorka naraziła się
na onanistyczną śmieszność.
Może artyście z Niemiec spodobałaby się
ta wersja, ale czy na pewno? Trochę zabrakło tu klasy i poziomu,
elegancji i subtelności, z czym dzieła Arpa jednak się kojarzą.
No comments:
Post a Comment