February 5, 2010

Z lasu na salony - produkcja dla Kiepskich


The Krasnals. Whielki Krasnal "Z lasu na salony - produkcja dla Kiepskich". 2009. Akryl na płycie pilśniowej.
40 x 40 cm

Obraz zadedykowany pani Monice Małkowskiej, obrazujący analizę twórczości The Krasnals.
A tak w ogóle, to czy macie coś przeciwko Kiepskim? Statystyki oglądalności w Polsacie wskazują ponownie na odmienne zdania społeczeństwa i "czołówki" inteligencji polskiej. I teraz, dla kogo mamy w końcu malować? Czy sztuka ma przemawiać do szerokiej rzeszy ludzi, czy zadowalać jedynie wyszukane gusta osób nie tykających się błocka? I czy nikt z was, szanownej inteligencji, nigdy w życiu nie oglądał z przyjemnością Kiepskich? Założymy się że czasem nawet im zazdrościcie, zwłaszcza umiejętności dystansu do świata, operowania prostotą, intuicyjnego wyłapywania zarówno istoty sprawy, jak i decydujących niuansów.

Bo np, taki Ferdynand Kiepski z pewnością nie pomyliłby Michaela Jacksona z Polańskim; no może nie rozpoznałby dziewczynki Banksy'ego.

Jak to jest? Cały czas staramy się malować proste, zrozumiałe obrazy, między innymi po to, aby krytycy nie mieli problemu z ich interpretacją, ale to nic nie daje. Cały czas albo nadmiernie komplikują - żeby dodać swój element twórczy zapewne, albo nie dostrzegają rzeczy wprost rzucających się w oczy. Podrzucamy nawet gotowce z własną dosłowną interpretacją, i to też nie przynosi efektów. Np. Oprócz tego że obrazy są bardzo wyraziście namalowane, są też dokładnie podpisane i opisane, np. "Roman Polański z dziewczynką Banksy'ego", albo "Wielkie Serce Michaela Jacksona i Jeffa Koonsa od Krasnali dla dzieci". Każdy Kiepski by zauważył po co jest dziewczynka przy Polańskim, i po co wielkie czerwone serce przy Michaelu Jacksonie. Ale prawdziwy krytyk potrafi dostrzec więcej - Dziewczynkę Banksy'ego przetransportowaną do obrazu z Michaelem Jacksonem, która się z nim zderza. A na koniec stwierdza, że takiego obrazu nie rozumie. My też nie.

http://www.rp.pl/artykul/429523_Z_lasu_na_salony__czyli_ryzyko_autolansu.html

Z lasu na salony, czyli ryzyko autolansu

Monika Małkowska 05-02-2010, ostatnia aktualizacja 05-02-2010 00:01

Co ty wiesz o krasnalach? Że małe, robotne i ogólnie pozytywne. I że udzielają się anonimowo, kiedy nikt nie patrzy. Nazwę oraz tradycje podchwyciła pewna poznańska grupa. The Krasnals po zaledwie półtorarocznej aktywności internetowej stały się number one naszego plastycznego światka

Ich obrazki oraz teksty rozogniają adwersarzy gotowych się spierać na ich temat do pierwszej krwi. Niektórzy krytycy już pasowali zespół na Whielkich Artystów – czego najlepszym dowodem nominacje do ubiegłorocznych Paszportów „Polityki”. Dlaczego zrobiły karierę?

Poglądy na nie

The Krasnals (TK) to nie tylko zjawisko plastyczne. Także fenomen socjologiczny. Grupa potrafiła wyczuć powszechny gust, emocje oraz stan umysłów rodaków. Ich sukces jest wymowną diagnozą zbiorowych potrzeb Polaków.

Przyjęli strategię blogerów. Biorą na warsztat gorące tematy, afery, publicznie znane postaci. Ich bohaterami byli już Obama, Polański, Pudzianowski, Sierakowski, Michael Jackson, Łukasz Gorczyca z Rastra… Wielki świat i światek kultury. Lubią się babrać w brudach, czy raczej brudkach. Niby nieagresywni w sferze wizualnej, zioną jadem w tekstach. Prymitywnych, na pułapie intelektualnym pisma „Nie”. Motywy do malowideł czerpią z mediów, z publikowanych wcześniej kadrów. Na pozór nie chodzi im o wywołanie skandalu. Jedynie zajmują postawę „ogólnie kontestatorską”.

To kolejny atut. Gdyby Krasnale zostały wyrazicielami konkretnej postawy czy politycznej opcji, miałyby równie określonych zwolenników. Dzięki temu, że nie identyfikują się z żadną konkretną opcją, tylko po prostu judzą – stają się tubą wszystkich polskich malkontentów. A takich w narodzie większość.

Zobacz więcej zdjęć

TK najpierw zaatakowali establishment. Nie polityczny, lecz artystyczny. Ich pierwsze akcje miały charakter kontestatorsko-prowokatorski. Impulsem wyzwalającym aktywność stały się nieuzasadnione – ich zdaniem – sława oraz zarobki Wilhelma Sasnala. W marcu 2008 r. malcy skrzyknęli się (wieść niesie, że we trójkę) i namalowali pastisz płótna niegdysiejszego członka Grupy Ładnie. Dzieło zatytułowane „Małpy z białymi bananami”, sygnowane Whielki Krasnal, trafiło do Christie’s, gdzie fachowcy wycenili je na 70 tys. funtów – bo brytyjskim specjalistom z domu aukcyjnego odpowiednio się kojarzyło. W ostatniej chwili olej wycofano z aukcji, ale fama poszła. Zaraz potem autorzy tej udanej prowokacji przypuścili szturm e-mailowy na Polskę. Rozesłali obrazki, filmiki, komentarze. I zawrzało.

Świnia w Berlinie

Oliwy do ognia ich popularności dolała kolejna- brawurowa akcja, podczas 5. Biennale Sztuki w Berlinie. Jednym z kuratorów był Adam Szymczyk, kiedyś związany z Fundacją Galerii Foksal, obecnie kierujący Kunsthalle w Bazylei. Trolle podłożyły Szymczykowi świnię. Dosłownie. Ustawiły gipsową figurę prosiaka w Parku Rzeźby, wśród eksponatów autorów zaproszonych do udziału w przeglądzie. I zarejestrowały reakcje kuratora na wideo – co następnie upowszechniły w sieci.

Obydwie akcje trafiały w snobizm i kulturalne napuszenie ze skutkiem śmiertelnym. W dodatku Krasnale zachowały się jak dziecko z bajki Andersena, które obnażyło nagość króla z całą niewinnością, pozornie bez złych intencji. Po prostu głośno powiedziały, że król jest nagi!

Od tej pory plastyczny światek stał się czujny wobec zespołu. A Krasnale były nieuchwytne. Utajniały wszelkie dane o wykształceniu, wieku, płci, liczebności grupy. Nigdy nie pokazały swych twarzy. Jeśli pojawiają się publicznie, to w czarnych kominiarkach. Wiadomo jedynie, że pochodzą z Poznania i co najmniej dwóch krasnali (Whielki i Hałabała) trudni się malowaniem, reszta pracuje nad marketingiem grupy.

Siła autopromocji

Wciągu kilku miesięcy formacja stała się nie mniej sławna niż Sasnal, z którego jeszcze kilkakrotnie szydzili w mniej lub bardziej wyrafinowany sposób, głównie zarzucając mu hucpę. Potem Krasnale uznały sztukę za zbyt wąski teren i wzięły na swój jadowity ząb politykę oraz masową kulturę.

Ich produkcja nabrała stachanowskiego tempa. Wyraźnie zaniżyły poziom. Obrazki zeszpetniały, dowcipy straciły polot, komentarze – sens. Widać, że prace powstają ad hoc, bez dłuższego zastanowienia, i że wykonują je różne ręce. Już nie chodzi o pastisze – te wymagają intensywniejszej pracy koncepcyjnej i plastycznej lekkości.

Od ponad roku członkowie grupy kreują toporne realistyczne obrazki wykonywane na podstawie zdjęć prasowych i rozpowszechnianych w sieci (tę stylistykę doszczętnie wyeksploatowaną w ostatniej dekadzie określam mianem post-pop-artu). Nawet nie silą się na interpretacje. Czasem tylko robią „malarskie remanenty” – na starsze kompozycje nanoszą nowe elementy, uaktualniając w ten sposób problemy i sytuacje. Niekiedy łączą fragmenty z różnych bajek (np. sylwetka zmarłego przedwcześnie króla popu zderzona z pożyczoną z graffiti Banksy’ego różową dziewczynką).

Mimo spadku formy TK wciąż rozpalają emocje – czego świadectwa można znaleźć w Internecie. Trudno uwierzyć, jak wielu całkiem niegłupich ludzi dało się Krasnalom sprowokować! Co zabawne, blogowe pyskówki, pierwotnie za grupą, bądź przeciwko niej przeobraziły się w osobiste porachunki internautów, niekiedy inkrustowane inwektywami.

Przełomowa w karierze i manierze grupy okazała się decyzja wkroczenia na rynek sztuki. Na serio, bez partyzanckich zagrywek. Po raz pierwszy w listopadzie 2008 r. zdecydowali się na gest, który przekreślił sens ich wcześniejszych prowokacji. Wstawili na Aukcję Wielkiego Serca płótno na podstawie kadru z filmu „300 mil do nieba”. I pobili rekord! Za ich kompozycję zapłacono 31 tys. zł. Po roku na kolejnej charytatywnej aukcji WS znów najdrożej (za 16 tys. zł) poszła kompozycja zatytułowana „Wielki Krasnal Wielkie Serce Michaela Jacksona i Jeffa Koonsa od Krasnali dla dzieci”. To już nie żart, nie prowokacja, lecz zwyczajne marketingowe zagranie. I akceptacja mechanizmów komercji.

Następna aukcja, tym razem przedsięwzięta podczas wernisażu pierwszej polskiej wystawy poznańskiego zespołu (w grudniu ub. roku w stołecznej galerii Skwer, filii Centrum Artystycznego Fabryka Trzciny), przyniosła podobne rezultaty. Wynik: prawie 30 tys. przekazane Domowi Dziecka w Helenowie. Po ostatniej aukcji WOŚP (na której licytowany był obraz z Pudzianowskim i Chylińską) Krasnale podsumowały dobroczynność: wyszło im, że dotychczas uzbierały dla dzieci 126 281 zł!

Każde tego typu osiągnięcie Krasnale nagłaśniają w Internecie. Bo nie ma jak dobroczynność. Nic nie zapewni lepszej reklamy.

Pochwała chały

Pytałam Andrzeja Starmacha, od wielu lat prowadzącego aukcje charytatywne – jak sądzi, dlaczego kompozycje Krasnali tak dobrze się sprzedają? – Bo obrali znakomitą marketingową strategię! Plastycznie nie są ani lepsi, ani gorsi od wielu artystów, lecz im udało się skompromitować rynek sztuki – uważa krakowski marszand. – A większość Polaków jest zdania, że kariery plastyczne są efektem manipulacji. Tymczasem Krasnale, protestując przeciwko lansowanym na siłę gwiazdom, sami się wylansowali.

Zdaniem Marka Nowickiego z warszawskiej Galerii Art NEW media, współorganizatora wspomnianej ekspozycji i aukcji w Skwerze, niektórzy nabywcy mają nadzieję, że po okazyjnych cenach kupują prace Sasnala. – Po aukcji kilka osób w konspiracji zadawało mi pytanie, czy aby Whielki Wilhelm nie przyłożył pędzla do krasnalowej produkcji – śmieje się Nowicki. – Poznański zespół kusi tajemniczością, niczym więcej.

Widziałam twory partyzanckiej grupy na żywo, w oryginale. To produkcja dla Kiepskich, pod względem plastycznym i znaczeniowym. Atrakcyjna jest tylko gra, jaką uprawiają. Ale za rok, najwyżej dwa słuch po nich zaginie. Zajadłość, z którą półtora roku temu grupa manifestowała przeciwko „bylejakości” dokonań Sasnala, obraca się przeciwko nim: sami produkują malarskie śmieci.

Co najważniejsze – TK z ataku na komercję przeszli do podboju tejże. Co z tego, że na razie nie wystawiają w prestiżowych galeriach? Są już na tyle głośni, że za chwilę będą dyktować warunki. Nie ruszą na podbój Zamku Ujazdowskiego czy Zachęty, bo im się to po prostu nie opłaca. Lepiej pozostać mrocznym przedmiotem pożądania. Kilka miesięcy temu zapytano Stacha Szabłowskiego, kuratora ze stołecznego CSW, czy zorganizowałby tam pokaz The Krasnals. Jego negatywna odpowiedź sprowokowała wielu internautów do reakcji. Blogerzy wyrazili zainteresowanie pokazem prac Poznaniaków. Gdziekolwiek. Co by szkodziło, że w CSW?

Krasnalom nie brakuje samozachowawczego instynktu, więc występują zawsze zamaskowani. Ale że pojawiają się coraz częściej w sytuacjach publicznych, ktoś kiedyś zedrze z któregoś opończę, zmusi do wypowiedzi. Sławni muszą być rozszyfrowani – takie jest prawo rynku, na teren którego wkroczyli jego niegdysiejsi kontestatorzy.

Wycie do sławy

W czerwcu ub. roku w studio TVN pojawiły się dwie Krasnoludki (bo były to dwie zamaskowane panie). W roli ich medialnego „opiekuna” i tuby ideowej wystąpił Łukasz Radwan z „Newsweeka”. Utrzymywał, że żaden inny krytyk nie chciał zabrać głosu w sprawie leśnych ludzików. Kłamał w żywe oczy. Po prostu niewygodnym publicystom nie proponował dyskusji.

Na otwarciu w galerii Skwer Krasnale wystąpiły w liczbie 28. Użyły wynajętych ludzi, niektórzy z grupy nawet nie mówili po polsku. Podczas rozdania Paszportów „Polityki” zespół reprezentowało dziesięcioro osobników. Siedziałam tuż za nimi, lecz nie sposób było nawiązać z nimi kontaktu. Każdy reprezentant grupy miał oprócz kominiarki nałożony na twarz druciany kaganiec. Mimo to Krasnale dały upust emocjom. Podczas ogłaszania nominacji wyły i szczekały; kiedy na scenę wywołano ubiegłorocznego Kreatora Kultury, czyli Pawła Althamera z zespołem Złotych Ludzi, demonstracyjnie opuściły salę. W Internecie wyżyły się na laureacie: przyznali Althamerowi nagrodę specjalną Złoty Fiutek 2009.

Przytaczam fragmenty komentarza w charakterystycznej dla TK tonacji: „Teraz czekamy na minimum milion złotych z kasy publicznej, i wówczas dokonamy rzeczy niemożliwej – fiutek urośnie do rozmiarów samolotu i wystrzeli złotocennym płynem (nie jakieś siusiu, ale prawdziwy złoty deszczyk) aż do Brukseli, a nawet dalej. Tym samym zapłodni sztuką nie tylko mieszkańców Polski, ale również reszty Europy, którzy do tej pory też nie wiedzieli, że są artystami. Czy tym razem Althamer weźmie się za rzecz niemożliwą (odbiór nagrody w swe ręce)?”.

Nie skomentuję. Chciałabym jednak ostrzec malców: ich ostatnie wystąpienia dowodzą, że poczuli się wielcy. Stracili niewinność. Będą coraz częściej wpuszczać się w maliny. Czego im życzę. Bo im szybciej zaprzestaną działalności, tym dla nich lepiej. W przeciwnym wypadku staną się własną karykaturą.

Rzeczpospolita

No comments:

Post a Comment