.
Dobre nowiny: w kwietniowym numerze Hiro na okładce portret papieża autorstwa The Krasnals, a wewnątrz do naszych obrazów poświęconych papieżowi - tekst Stacha Szabłowskiego.
.
Papież znał siłę i wartość poczucia humoru. Dzięki niemu potrafił rozładować każdą sytuację i przedstawić sprawę we właściwym świetle.
Pod meteorytem, na ścianie i z metalowym zaśpiewem. Papież w sztuce nie całkiem pobożnej. W czarnych barwach krasnali
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80276,9526177,W_czarnych_barwach_krasnali_,,ga,,8.html
Czy papież mógł błogosławić lewą ręką?
http://www.gloswielkopolski.pl/kultura/397293,blog-kosta-deluxe-czy-papiez-mogl-blogoslawic-lewa-reka,id,t.html
The Krasnals. Whielki Krasnal "Czarno to widzę / Jan Paweł II, z cyklu Whielcy Polacy ". 2011. Olej na płótnie. 60 x 81 cm
The Krasnals. Whielki Krasnal "Full Moon. Deszcz meteorytów / Jan Paweł II, z cyklu Whielcy Polacy". 2011. Olej na płótnie. 27 x 33 cm
PAPA IN DA HOUSE
JP2
Tekst: Stach Szabłowski / red. The Krasnals
Ilustracja: The Krasnals
2011.04.07
Radosny dzień da wkrótce pan deklarującym w spisie powszechnym przynależność do kościoła katolickiego. kościelny aparat biurokratyczny przebadał i zadekretował cuda papieża polaka, impreza w Watykanie szykuje się Godna sprawy, a nasze życie publiczne spowiła atmosfera niesamowitości. ale w końcu Polska Jest niesamowita!
W lutym 2011 kardynał Stanisław Dziwisz przekazał reporterom TVN relikwiarz z kroplą krwi Jana Pawła II. Papieska krew przeznaczona była dla rannego w wypadku rajdowca Roberta Kubicy. Czy kropla papieskiej krwi była tą kroplą, która przelała czarę polskiej Niesamowitości Oczywiście nie, ponieważ czara polskiej Niesamowitości nie istnieje. Ta Niesamowitość nie zmieściłaby się w żadnej czarze ani nawet w wiadrze, bo jest bezbrzeżna. Nic więc dziwnego, że nie potrafimy jej ogarnąć - i nawet artyści, którzy zawodowo zajmują się przekraczaniem granic wyobraźni, okazują się bezsilni wobec tego niekonkretnego wymiaru polskości. Tymczasem pozbawione brzegów Niesamowite wylewa się na wszystkie strony, krystalizując się a to w postaci największego na świecie betonowego Chrystusa, a to pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, a to znów jako mała, ale obdarzona potężną mocą zakrzepła kropelka krwi papieża Polaka.
15 ton głowy.
Wśród świebodzińskich stanął pół najwyższy świata Chrystus Król - śpiewa Maciej Wróblewski w "Hymnie o świebodzińskim pomniku Chrystusa Króla Wszechświata". W Świebodzinie (dawniej Schwiebus) na Dolnym Śląsku stoi największy na świecie Jezus Chrystus. Mierzy 33 metry - o dwa więcej niż drugi co do wysokości posąg Jezusa, który góruje nad Rio de Janeiro. Jest wykonany techniką siatkobetonu. Posąg rozpościera ramiona - ich rozpiętość wynosi 25 metrów. Głowa Chrystusa ma 4,5 metra wysokości i waży 15 ton. Wieńczy ją korona o średnicy 3,5 metra - cała pozłacana. Figura, poświęcona 21 listopada 2010, jest ogromna, a jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Za tonami betonu stoi ezoteryczna, ale rozbudowana idea intronizacji Jezusa Chrystusa. Wizja Jezusa jako monarchy jest starym, sięgającym początków chrześcijaństwa konceptem teologicznym, ale jego współczesna polska wersja opiera się na interpretacjach widzeń uznanej za Służebnicę Bożą Rozalii Celakówny. Katolicka mistyczka z Krakowa w latach międzywojennych doznała serii objawień. Wiele z nich dotyczyło intronizacji. - Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował - pisała Służebnica Boża. - Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Które państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni ziemi i już nigdy nie powstaną. Zapamiętaj to sobie, dziecko moje, zginą i już nigdy nie powstaną!!! W wizjach Rozalii Celakówny chodziło raczej o intronizację Serca Jezusa niż osoby Syna Bożego, ale zostawmy szczegóły detalistom. W przesłaniu mistyczki naprawdę nośna okazała się idea postawienia na czele państwa bytu natury duchowej, a może wręcz teologicznego pojęcia. Wolno przyjąć, że Celakówna rozumiała ten zamysł w kategoriach symbolicznych, ale jej interpretatorzy - już niekoniecznie.
Tron na dębie
W grudniu 2006 grupa 46 posłów (głownie z Prawa i Sprawiedliwości oraz Ligi Polskich Rodzin) pod przewodem parlamentarzysty Artura Górskiego złożyła w Sejmie projekt uchwały w sprawie nadania Jezusowi Chrystusowi tytułu Króla Polski. Już kilka miesięcy wcześniej Górski pisał w tej sprawie w tych oto słowach: Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polska, by dołączyć do narodów tworzących duchową wspólnotę Królestwa Bożego, poddała się pod panowanie Króla królów mocą władzy Mieszka I, przyjmując Chrzest Święty. (...) Polska - ten prastary dąb z gniazdem białego orła - w najbardziej dramatycznych momentach zagrożenia swego bytu narodowego zawsze nawiązywała do swych chrześcijańskich korzeni, by z nich czerpać moc do przetrwania. Chlubnym tego przykładem są śluby Jana Kazimierza, któremu, i całej naszej Ojczyźnie, przyszła z pomocą Najświętsza Pani, Matka Jezusa Chrystusa. Ogłoszona przez niego Królową Korony Polskiej, aktem monarszej władzy, potwierdzonym zapisem konstytucyjnym zgromadzenia sejmowego z 1764 roku, od 350 lat przewodzi naszemu Narodowi w jego trudnej dziejowej wędrówce. Wędrówka ta trwa i zdaje się być coraz cięższa, bo choć na duchowym tronie Piastów i Jagiellonów zasiada Najdostojniejsza Królowa Nieba i Ziemi, to nadal duchowy tron Króla Polski czeka, aż Polska aktem prawnym swej najwyższej władzy ustawodawczej wprowadzi nań Jezusa Chrystusa. Oczywiście nic z tego wszystkiego nie wyszło. A jednak próba, nawet jeżeli skazana z góry na niepowodzenie, warta była (nomen omen) grzechu. Posłom nie udało się osadzić Chrystusa na tronie Polski, ale powiodło im się zmieszanie doprawdy wybuchowego koktajlu fantazmatów i realu. Kiedy mistyczna wizja zmaterializowała się w postaci projektu formalnej uchwały parlamentarnej, uchyliły się drzwi do alternatywnej rzeczywistości. W tym równoległym, niesamowitym świecie, nakładającym się na zwyczajną codzienność, Polska nie jest republiką, lecz królestwem i "prastarym dębem z gniazdem białego orła". W tym "dębie" (a może na "dębie") istnieje niewidzialny tron, czekający aż Ktoś na nim zasiądzie. Myśli się tu nie skalą trasy, dajmy na to, Warszawa-Świebodzin, lecz skalą totalną, w perspektywie Nieba i Ziemi. Już nakreślony z takim rozmachem obraz zapładnia wyobraźnię, ale w momencie, gdy zostaje przetłumaczony na język oficjalnej, parlamentarnej biurokracji, jest doprawdy oszałamiający! Nawiasem mówiąc, inicjatywa 46 posłów, choć potraktowana jako egzotyczny wybryk obywateli Polski Niesamowitej, nie była gestem odosobnionym. Przed chwilą byliśmy myślami w Świebodzinie, tymczasem w roku 2006 tamtejsza Rada Miejska przegłosowała uchwałę w sprawie ustanowienia Chrystusa Króla patronem miasta oraz gminy Świebodzin. Przewodniczący Rady, z upoważnienia burmistrza, podjął w tej sprawie negocjacje z odpowiednim biskupem. Niestety, podanie zostało rozpatrzone przez Kościół negatywnie; odrzuciła je Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
W Polsce czyli Nigdzie
Realizacja mistycznych przedsięwzięć w postnowoczesnych realiach napotyka biurokratyczne przeszkody, tymczasem najciekawsze jest to, że akt intronizacji Chrystusa na Króla Polski właściwie dokonał się już dawno - i to nawet trzykrotnie. - Najpierw, w 1920 roku, dokonał go prymas Polski kardynał Edmund Dalbor na Jasnej Górze - czytamy na stronach Katolickiej Agencji Informacyjnej. - Odnowiony został on rok później w Krakowie w Bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa z udziałem całego Episkopatu Polski. W uroczystości wzięła wówczas udział ponad stutysięczna rzesza wiernych. Trzeci raz uznania Jezusa Królem Polski dokonał Prymas Tysiąclecia arcybiskup Stefan Wyszyński 28 października 1951, kiedy to, w ukryciu przed władzami komunistycznymi, w święto Chrystusa Króla ślubował w imieniu narodu polskiego. W 1969 roku papież Paweł VI podniósł święto Chrystusa Króla do rangi uroczystości, a więc najwyższej wagi obchodu liturgicznego w Kościele, nakazując czcić Chrystusa jako Króla Wszechświata. Na dziś centrum Wszechświata jest w Świebodzinie, gdzie stoi Król. Gdzie są granice tego Wszechświata Oczywiście nigdzie. W 1896 Alfred Jarry napisał sztukę "Ubu Król czyli Polacy", która dała początek teatrowi absurdu. Akcję 23-letni wówczas pisarz osadził "W Polsce czyli nigdzie" - w fantazmatycznej krainie, odpowiedniej scenerii dla najbardziej groteskowych i niewiarygodnych zdarzeń. Jarry pisał farsę, a jednak jej cień zdaje się wciąż kłaść na Polsce realnej. Weźmy choćby taką sytuację, która nie ma nic wspólnego z literą "Ubu Króla", ale za to tożsama jest z jego surrealistycznym duchem. Oto 19 września 2010 ulicami Warszawy przechodzi "Marsz dla Jezusa Chrystusa Króla Polski" - bo wokół idei intronizacji działa już cały ruch społeczny. Kuria Warszawska odcina się od pochodu, zapewniając w oficjalnym oświadczeniu, że nie ma z nim nic wspólnego. Uczestniczy Marszu nie mają więc poparcia hierarchii, znajdują za to sojuszników wśród Obrońców Krzyża demonstrujących pod Pałacem Prezydenckim. Pochód dociera na Krakowskie Przedmieście; tam obie grupy bratają się i łączą siły. To miejsce to przyczółek Polski Niesamowitej, jej ambasada. Pod Krzyżem Niesamowitość już nie wylewa się na powierzchnię rzeczywistości, lecz bije niczym gejzer. Na chodniku leżą wota, fotografie, przedmioty, które w innym kontekście mogłyby wyglądać jak fetysze jakiejś wschodnioeuropejskiej wersji voo-doo - może zresztą rzeczywiście nimi są Ścieżką dźwiękową dla tej samorzutnej instalacji są natchnione, transowe śpiewy zgromadzonych. Wokół kręcą się prorocy, rozmaite indywidua agitujące, wieszczące i głoszące objawione im prawdy. To Niesamowitość w najczystszym wydaniu freudowskim, prawdziwe Das Unheimliche. Freud opisywał Das Unheimliche - Niesamowite - jako to, co znajome, ale wyparte, zepchnięte w podświadomość; coś, co powraca, wydając się swojskie, a jednocześnie przerażająco obce - niczym sobowtór. Coś Niesamowitego w tym właśnie freudowskim sensie zadziało się pod Krzyżem. Narracja Obrońców rozwijała się poza realnym czasem: Katyń i Smoleńsk, wojna i XX wiek, zabory, romantyzm, Targowica, Wernyhora i Polska jako Mesjasz Narodów - wszystko powróciło jednocześnie, wprawione w ruch jakiegoś onirycznego chocholego tańca.
Dziewiąta Godzina
Można się oczywiście z tego wszystkiego śmiać. To ten rodzaj śmiechu, który ogrania człowieka na widok monstrualnej architektury sanktuarium w Licheniu, betonowego Króla ze Świebodzina lub na dewocyjnym jarmarku pod Jasną Górą. Jest to jednak śmiech nie na miejscu, śmiech pusty i bezsilny - więc lepiej go sobie darować. Polska kultura głównego nurtu nie umie znaleźć żadnej formy dla Polski Niesamowitej - i jeżeli się śmieje, to żeby ukryć lęk i zakłopotanie. Najlepiej widać to na przykładzie Jana Pawła II. To najbardziej rozpoznawalna twarz w Polsce, reprodukowana bez końca i wszędzie - z wyjątkiem poważnej sztuki. O papieżu zrobiono kilka bardzo niedobrych, świętoszkowatych filmów, zjada się papieskie kremówki, drukuje obrazki z papieżem, produkuje kubki, breloczki, medaliki i hologramy. W roku 2007 artysta ukrywający się pod pseudonimem Peter Fuss (ten sam, który przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA opublikował billboard "Kto zabił Baracka Obamę ") zrealizował we wrocławskiej galerii BWA Awangarda wystawę "Santo Subito". Przestrzeń galerii była wypełniona Janami Pawłami Drugimi - gipsowymi krasnalami ogrodowymi w kształcie papieża. Poza tym Fuss pokazał dokumentację fotograficzną oraz przykłady najbardziej kuriozalnych gadżetów dewocyjnych z papieżem w roli głównej. Pop Pope Owszem, ale nawet Fuss - jeden z bardzo niewielu artystów spoza kręgów kościelnych, którzy w ogóle odważyli się dotknąć sprawy papieża Polaka - poprzestał na dość oczywistych wnioskach na temat jarmarcznej natury kultu Jana Pawła II, tandetnej substancji kultowych fetyszy oraz niezamierzonego komizmu całej papieskiej subkultury z jej plastykowym bałwochwalstwem. Fuss pozostał więc na powierzchni fenomenu, z którego głębi zieją prawdziwie mistyczne otchłanie. Podobnie jak wcześniej Rafał Bujnowski, inny artysta stanowiący wyjątek od reguły, zgodnie z którą w polskiej sztuce papieżem nie zajmujemy się. Bujnowski, kiedyś członek legendarnej grupy Ładnie, pochodzi z Wadowic, rodzinnego miasta Karola Wojtyły - poddany był więc wyjątkowo silnej papieskiej presji (nie mówiąc już o kremówkach). Na początku wieku usiłował wymknąć się z papieskiej matni, przewrotnie przyłączając się do większości i mnożąc rozmnażające się i tak w przerażającym tempie wizerunki papieża w stylu pop. Bujnowski liczył, że może uda mu się przekroczyć masę krytyczną - i coś się stanie. Nie na wiele się to zdało; malarz porzucił temat, a wkrótce także Wadowice, pozostawiając papieską ikonografię własnemu losowi. W rezultacie jedyną naprawdę poważną pracą artystyczną o papieżu, jaką widzieliśmy w Polsce, pozostaje "Dziewiąta godzina" notorycznego prowokatora i błazna sztuki, Maurizio Cattelana. A najnowszym hitem jest coś co przebiło wreszcie Cattelana i przez poczucie humoru stało się bliższe samemu papieżowi - to cykl świetnych prac The Krasnals prezentowanych w bieżącym numerze Hiro. Zwłaszcza obraz "Deszcz meteorytów", który odnosi się przecież do pracy Cattelana. Jesteśmy świadkami, jak za sprawą jednego drobnego gestu malarskiego niekwestionowana postać włoskiego artysty zdaje się zbladła w obliczu potencjału naszych rodzimych błaznów sztuki współczesnej. Więc tu teraz oto śmiało można by rzec - że teraz właśnie Polska! Nie mówiąc o tym, że cały światek artystyczny z ogromną niecierpliwością czeka na biennale w Wenecji, gdzie już wszyscy wiemy, że ów ciężar w postaci meteorytu zrzuconego na papieża - zostanie symbolicznie podniesiony przez Krasnali. (...)
Cuda papieża zostały urzędowo potwierdzone i udokumentowane. 1 maja Karol Wojtyła zostanie ogłoszony Błogosławionym. Moment, w którym stanie się Świętym i oficjalnym obiektem kultu, jest tylko kwestią czasu. To będzie Niesamowite.
.
Dobre nowiny: w kwietniowym numerze Hiro na okładce portret papieża autorstwa The Krasnals, a wewnątrz do naszych obrazów poświęconych papieżowi - tekst Stacha Szabłowskiego.
.
Papież znał siłę i wartość poczucia humoru. Dzięki niemu potrafił rozładować każdą sytuację i przedstawić sprawę we właściwym świetle.
Pod meteorytem, na ścianie i z metalowym zaśpiewem. Papież w sztuce nie całkiem pobożnej. W czarnych barwach krasnali
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80276,9526177,W_czarnych_barwach_krasnali_,,ga,,8.html
Czy papież mógł błogosławić lewą ręką?
http://www.gloswielkopolski.pl/kultura/397293,blog-kosta-deluxe-czy-papiez-mogl-blogoslawic-lewa-reka,id,t.html
The Krasnals. Whielki Krasnal "Czarno to widzę / Jan Paweł II, z cyklu Whielcy Polacy ". 2011. Olej na płótnie. 60 x 81 cm
The Krasnals. Whielki Krasnal "Full Moon. Deszcz meteorytów / Jan Paweł II, z cyklu Whielcy Polacy". 2011. Olej na płótnie. 27 x 33 cm
PAPA IN DA HOUSE
JP2
Tekst: Stach Szabłowski / red. The Krasnals
Ilustracja: The Krasnals
2011.04.07
Radosny dzień da wkrótce pan deklarującym w spisie powszechnym przynależność do kościoła katolickiego. kościelny aparat biurokratyczny przebadał i zadekretował cuda papieża polaka, impreza w Watykanie szykuje się Godna sprawy, a nasze życie publiczne spowiła atmosfera niesamowitości. ale w końcu Polska Jest niesamowita!
W lutym 2011 kardynał Stanisław Dziwisz przekazał reporterom TVN relikwiarz z kroplą krwi Jana Pawła II. Papieska krew przeznaczona była dla rannego w wypadku rajdowca Roberta Kubicy. Czy kropla papieskiej krwi była tą kroplą, która przelała czarę polskiej Niesamowitości Oczywiście nie, ponieważ czara polskiej Niesamowitości nie istnieje. Ta Niesamowitość nie zmieściłaby się w żadnej czarze ani nawet w wiadrze, bo jest bezbrzeżna. Nic więc dziwnego, że nie potrafimy jej ogarnąć - i nawet artyści, którzy zawodowo zajmują się przekraczaniem granic wyobraźni, okazują się bezsilni wobec tego niekonkretnego wymiaru polskości. Tymczasem pozbawione brzegów Niesamowite wylewa się na wszystkie strony, krystalizując się a to w postaci największego na świecie betonowego Chrystusa, a to pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, a to znów jako mała, ale obdarzona potężną mocą zakrzepła kropelka krwi papieża Polaka.
15 ton głowy.
Wśród świebodzińskich stanął pół najwyższy świata Chrystus Król - śpiewa Maciej Wróblewski w "Hymnie o świebodzińskim pomniku Chrystusa Króla Wszechświata". W Świebodzinie (dawniej Schwiebus) na Dolnym Śląsku stoi największy na świecie Jezus Chrystus. Mierzy 33 metry - o dwa więcej niż drugi co do wysokości posąg Jezusa, który góruje nad Rio de Janeiro. Jest wykonany techniką siatkobetonu. Posąg rozpościera ramiona - ich rozpiętość wynosi 25 metrów. Głowa Chrystusa ma 4,5 metra wysokości i waży 15 ton. Wieńczy ją korona o średnicy 3,5 metra - cała pozłacana. Figura, poświęcona 21 listopada 2010, jest ogromna, a jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Za tonami betonu stoi ezoteryczna, ale rozbudowana idea intronizacji Jezusa Chrystusa. Wizja Jezusa jako monarchy jest starym, sięgającym początków chrześcijaństwa konceptem teologicznym, ale jego współczesna polska wersja opiera się na interpretacjach widzeń uznanej za Służebnicę Bożą Rozalii Celakówny. Katolicka mistyczka z Krakowa w latach międzywojennych doznała serii objawień. Wiele z nich dotyczyło intronizacji. - Ostoją się tylko te państwa, w których będzie Chrystus królował - pisała Służebnica Boża. - Jeżeli chcecie ratować świat, trzeba przeprowadzić Intronizację Najświętszego Serca Jezusowego we wszystkich państwach i narodach na całym świecie. Tu i jedynie tu jest ratunek. Które państwa i narody jej nie przyjmą i nie poddadzą się pod panowanie słodkiej miłości Jezusowej, zginą bezpowrotnie z powierzchni ziemi i już nigdy nie powstaną. Zapamiętaj to sobie, dziecko moje, zginą i już nigdy nie powstaną!!! W wizjach Rozalii Celakówny chodziło raczej o intronizację Serca Jezusa niż osoby Syna Bożego, ale zostawmy szczegóły detalistom. W przesłaniu mistyczki naprawdę nośna okazała się idea postawienia na czele państwa bytu natury duchowej, a może wręcz teologicznego pojęcia. Wolno przyjąć, że Celakówna rozumiała ten zamysł w kategoriach symbolicznych, ale jej interpretatorzy - już niekoniecznie.
Tron na dębie
W grudniu 2006 grupa 46 posłów (głownie z Prawa i Sprawiedliwości oraz Ligi Polskich Rodzin) pod przewodem parlamentarzysty Artura Górskiego złożyła w Sejmie projekt uchwały w sprawie nadania Jezusowi Chrystusowi tytułu Króla Polski. Już kilka miesięcy wcześniej Górski pisał w tej sprawie w tych oto słowach: Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polska, by dołączyć do narodów tworzących duchową wspólnotę Królestwa Bożego, poddała się pod panowanie Króla królów mocą władzy Mieszka I, przyjmując Chrzest Święty. (...) Polska - ten prastary dąb z gniazdem białego orła - w najbardziej dramatycznych momentach zagrożenia swego bytu narodowego zawsze nawiązywała do swych chrześcijańskich korzeni, by z nich czerpać moc do przetrwania. Chlubnym tego przykładem są śluby Jana Kazimierza, któremu, i całej naszej Ojczyźnie, przyszła z pomocą Najświętsza Pani, Matka Jezusa Chrystusa. Ogłoszona przez niego Królową Korony Polskiej, aktem monarszej władzy, potwierdzonym zapisem konstytucyjnym zgromadzenia sejmowego z 1764 roku, od 350 lat przewodzi naszemu Narodowi w jego trudnej dziejowej wędrówce. Wędrówka ta trwa i zdaje się być coraz cięższa, bo choć na duchowym tronie Piastów i Jagiellonów zasiada Najdostojniejsza Królowa Nieba i Ziemi, to nadal duchowy tron Króla Polski czeka, aż Polska aktem prawnym swej najwyższej władzy ustawodawczej wprowadzi nań Jezusa Chrystusa. Oczywiście nic z tego wszystkiego nie wyszło. A jednak próba, nawet jeżeli skazana z góry na niepowodzenie, warta była (nomen omen) grzechu. Posłom nie udało się osadzić Chrystusa na tronie Polski, ale powiodło im się zmieszanie doprawdy wybuchowego koktajlu fantazmatów i realu. Kiedy mistyczna wizja zmaterializowała się w postaci projektu formalnej uchwały parlamentarnej, uchyliły się drzwi do alternatywnej rzeczywistości. W tym równoległym, niesamowitym świecie, nakładającym się na zwyczajną codzienność, Polska nie jest republiką, lecz królestwem i "prastarym dębem z gniazdem białego orła". W tym "dębie" (a może na "dębie") istnieje niewidzialny tron, czekający aż Ktoś na nim zasiądzie. Myśli się tu nie skalą trasy, dajmy na to, Warszawa-Świebodzin, lecz skalą totalną, w perspektywie Nieba i Ziemi. Już nakreślony z takim rozmachem obraz zapładnia wyobraźnię, ale w momencie, gdy zostaje przetłumaczony na język oficjalnej, parlamentarnej biurokracji, jest doprawdy oszałamiający! Nawiasem mówiąc, inicjatywa 46 posłów, choć potraktowana jako egzotyczny wybryk obywateli Polski Niesamowitej, nie była gestem odosobnionym. Przed chwilą byliśmy myślami w Świebodzinie, tymczasem w roku 2006 tamtejsza Rada Miejska przegłosowała uchwałę w sprawie ustanowienia Chrystusa Króla patronem miasta oraz gminy Świebodzin. Przewodniczący Rady, z upoważnienia burmistrza, podjął w tej sprawie negocjacje z odpowiednim biskupem. Niestety, podanie zostało rozpatrzone przez Kościół negatywnie; odrzuciła je Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.
W Polsce czyli Nigdzie
Realizacja mistycznych przedsięwzięć w postnowoczesnych realiach napotyka biurokratyczne przeszkody, tymczasem najciekawsze jest to, że akt intronizacji Chrystusa na Króla Polski właściwie dokonał się już dawno - i to nawet trzykrotnie. - Najpierw, w 1920 roku, dokonał go prymas Polski kardynał Edmund Dalbor na Jasnej Górze - czytamy na stronach Katolickiej Agencji Informacyjnej. - Odnowiony został on rok później w Krakowie w Bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa z udziałem całego Episkopatu Polski. W uroczystości wzięła wówczas udział ponad stutysięczna rzesza wiernych. Trzeci raz uznania Jezusa Królem Polski dokonał Prymas Tysiąclecia arcybiskup Stefan Wyszyński 28 października 1951, kiedy to, w ukryciu przed władzami komunistycznymi, w święto Chrystusa Króla ślubował w imieniu narodu polskiego. W 1969 roku papież Paweł VI podniósł święto Chrystusa Króla do rangi uroczystości, a więc najwyższej wagi obchodu liturgicznego w Kościele, nakazując czcić Chrystusa jako Króla Wszechświata. Na dziś centrum Wszechświata jest w Świebodzinie, gdzie stoi Król. Gdzie są granice tego Wszechświata Oczywiście nigdzie. W 1896 Alfred Jarry napisał sztukę "Ubu Król czyli Polacy", która dała początek teatrowi absurdu. Akcję 23-letni wówczas pisarz osadził "W Polsce czyli nigdzie" - w fantazmatycznej krainie, odpowiedniej scenerii dla najbardziej groteskowych i niewiarygodnych zdarzeń. Jarry pisał farsę, a jednak jej cień zdaje się wciąż kłaść na Polsce realnej. Weźmy choćby taką sytuację, która nie ma nic wspólnego z literą "Ubu Króla", ale za to tożsama jest z jego surrealistycznym duchem. Oto 19 września 2010 ulicami Warszawy przechodzi "Marsz dla Jezusa Chrystusa Króla Polski" - bo wokół idei intronizacji działa już cały ruch społeczny. Kuria Warszawska odcina się od pochodu, zapewniając w oficjalnym oświadczeniu, że nie ma z nim nic wspólnego. Uczestniczy Marszu nie mają więc poparcia hierarchii, znajdują za to sojuszników wśród Obrońców Krzyża demonstrujących pod Pałacem Prezydenckim. Pochód dociera na Krakowskie Przedmieście; tam obie grupy bratają się i łączą siły. To miejsce to przyczółek Polski Niesamowitej, jej ambasada. Pod Krzyżem Niesamowitość już nie wylewa się na powierzchnię rzeczywistości, lecz bije niczym gejzer. Na chodniku leżą wota, fotografie, przedmioty, które w innym kontekście mogłyby wyglądać jak fetysze jakiejś wschodnioeuropejskiej wersji voo-doo - może zresztą rzeczywiście nimi są Ścieżką dźwiękową dla tej samorzutnej instalacji są natchnione, transowe śpiewy zgromadzonych. Wokół kręcą się prorocy, rozmaite indywidua agitujące, wieszczące i głoszące objawione im prawdy. To Niesamowitość w najczystszym wydaniu freudowskim, prawdziwe Das Unheimliche. Freud opisywał Das Unheimliche - Niesamowite - jako to, co znajome, ale wyparte, zepchnięte w podświadomość; coś, co powraca, wydając się swojskie, a jednocześnie przerażająco obce - niczym sobowtór. Coś Niesamowitego w tym właśnie freudowskim sensie zadziało się pod Krzyżem. Narracja Obrońców rozwijała się poza realnym czasem: Katyń i Smoleńsk, wojna i XX wiek, zabory, romantyzm, Targowica, Wernyhora i Polska jako Mesjasz Narodów - wszystko powróciło jednocześnie, wprawione w ruch jakiegoś onirycznego chocholego tańca.
Dziewiąta Godzina
Można się oczywiście z tego wszystkiego śmiać. To ten rodzaj śmiechu, który ogrania człowieka na widok monstrualnej architektury sanktuarium w Licheniu, betonowego Króla ze Świebodzina lub na dewocyjnym jarmarku pod Jasną Górą. Jest to jednak śmiech nie na miejscu, śmiech pusty i bezsilny - więc lepiej go sobie darować. Polska kultura głównego nurtu nie umie znaleźć żadnej formy dla Polski Niesamowitej - i jeżeli się śmieje, to żeby ukryć lęk i zakłopotanie. Najlepiej widać to na przykładzie Jana Pawła II. To najbardziej rozpoznawalna twarz w Polsce, reprodukowana bez końca i wszędzie - z wyjątkiem poważnej sztuki. O papieżu zrobiono kilka bardzo niedobrych, świętoszkowatych filmów, zjada się papieskie kremówki, drukuje obrazki z papieżem, produkuje kubki, breloczki, medaliki i hologramy. W roku 2007 artysta ukrywający się pod pseudonimem Peter Fuss (ten sam, który przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w USA opublikował billboard "Kto zabił Baracka Obamę ") zrealizował we wrocławskiej galerii BWA Awangarda wystawę "Santo Subito". Przestrzeń galerii była wypełniona Janami Pawłami Drugimi - gipsowymi krasnalami ogrodowymi w kształcie papieża. Poza tym Fuss pokazał dokumentację fotograficzną oraz przykłady najbardziej kuriozalnych gadżetów dewocyjnych z papieżem w roli głównej. Pop Pope Owszem, ale nawet Fuss - jeden z bardzo niewielu artystów spoza kręgów kościelnych, którzy w ogóle odważyli się dotknąć sprawy papieża Polaka - poprzestał na dość oczywistych wnioskach na temat jarmarcznej natury kultu Jana Pawła II, tandetnej substancji kultowych fetyszy oraz niezamierzonego komizmu całej papieskiej subkultury z jej plastykowym bałwochwalstwem. Fuss pozostał więc na powierzchni fenomenu, z którego głębi zieją prawdziwie mistyczne otchłanie. Podobnie jak wcześniej Rafał Bujnowski, inny artysta stanowiący wyjątek od reguły, zgodnie z którą w polskiej sztuce papieżem nie zajmujemy się. Bujnowski, kiedyś członek legendarnej grupy Ładnie, pochodzi z Wadowic, rodzinnego miasta Karola Wojtyły - poddany był więc wyjątkowo silnej papieskiej presji (nie mówiąc już o kremówkach). Na początku wieku usiłował wymknąć się z papieskiej matni, przewrotnie przyłączając się do większości i mnożąc rozmnażające się i tak w przerażającym tempie wizerunki papieża w stylu pop. Bujnowski liczył, że może uda mu się przekroczyć masę krytyczną - i coś się stanie. Nie na wiele się to zdało; malarz porzucił temat, a wkrótce także Wadowice, pozostawiając papieską ikonografię własnemu losowi. W rezultacie jedyną naprawdę poważną pracą artystyczną o papieżu, jaką widzieliśmy w Polsce, pozostaje "Dziewiąta godzina" notorycznego prowokatora i błazna sztuki, Maurizio Cattelana. A najnowszym hitem jest coś co przebiło wreszcie Cattelana i przez poczucie humoru stało się bliższe samemu papieżowi - to cykl świetnych prac The Krasnals prezentowanych w bieżącym numerze Hiro. Zwłaszcza obraz "Deszcz meteorytów", który odnosi się przecież do pracy Cattelana. Jesteśmy świadkami, jak za sprawą jednego drobnego gestu malarskiego niekwestionowana postać włoskiego artysty zdaje się zbladła w obliczu potencjału naszych rodzimych błaznów sztuki współczesnej. Więc tu teraz oto śmiało można by rzec - że teraz właśnie Polska! Nie mówiąc o tym, że cały światek artystyczny z ogromną niecierpliwością czeka na biennale w Wenecji, gdzie już wszyscy wiemy, że ów ciężar w postaci meteorytu zrzuconego na papieża - zostanie symbolicznie podniesiony przez Krasnali. (...)
Cuda papieża zostały urzędowo potwierdzone i udokumentowane. 1 maja Karol Wojtyła zostanie ogłoszony Błogosławionym. Moment, w którym stanie się Świętym i oficjalnym obiektem kultu, jest tylko kwestią czasu. To będzie Niesamowite.
.
No comments:
Post a Comment