Od redakcji:
Temat aktualnego numeru magazynu został podjęty przez naszą redakcję nieprzypadkowo. Beatyfikacja Jana Pawła II, która miała miejsce w ostatnim miesiącu (maj 2011r.) stała się inspiracją do przeanalizowania relacji artystycznych i ekonomicznych, jakie kształtują się pomiędzy religią i kulturą w tym sztuką. Temat okazał się trudny ze względu na złożoność tematyki, zachowawczość, jaka charakteryzuje przedstawicieli Kościoła ale i brak aktualnych, spektakularnych przykładów takiej współpracy. (...) [Artur Zaguła] wskazuje jednak na kryzys, jaki mamy obecnie w sztuce sakralnej. Opinię tą potwierdzają sami artyści z grupy The Krasnals (dział na marginesie). Ich zdaniem artyści, którzy chcieliby się odnieść pozytywnie do tematów religii, śmierci, wartości uniwersalnych skazywani są obecnie przez „środowisko artystyczne” na „obciach i potępienie”.
Religia na salony
Krytykujecie, wytykacie, drażnicie i prowokujecie. Czy ukrywacie swoją tożsamość, aby uniknąć konsekwencji? Jeśli nie, to jaki jest tego powód?
Jak powiedział David Černý, kreowanie fałszywych tożsamości jest jedną ze strategii sztuki współczesnej. Inna sprawa – uważamy, że dane personalne i biograficzne nie powinny rzutować na odbiór sztuki. Niech ona broni się sama. Groteska natomiast, wyolbrzymianie, mistyfikacja to bardzo skuteczne narzędzia podczas panującej dziś bezwzględnej dyktatury politycznej poprawności. A świat sztuki niestety w zadziwiający sposób jako jeden z pierwszych uległ jej władzy. Sam ją wspiera i egzekwuje na potrzeby własnej korporacji, rynku sztuki i ogromnych finansowych zysków. To jeden z najbardziej dochodowych interesów na świecie.
Dyktatura, jakakolwiek by nie była, wprowadza ograniczenia i jest przeciwieństwem wolności artystycznej. Dla artystów niepokornych jest bezwzględna i skutecznie eliminuje ich ze świata sztuki. Jeden z ostatnich przykładów – wyeliminowanie naszego projektu z krakowskiego festiwalu Art Boom Tauron Festival przez radę kuratorów powołaną przez czołówkę polskiej korporacji sztuki z ramienia Ministerstwa Kultury. Oczywiście nazwiska kuratorów są pilnie strzeżone, a jawny akt cenzury precyzyjnie ukrywany za skrupulatnym milczeniem i ewentualną argumentacją w stylu – bo obcięto nam dotacje z ministerstwa i niestety musimy zrezygnować z projektu, choć jest on według nas bardzo wartościowy.
Taki sposób cenzurowania określa się również jako „killing with kindness”. Wykonaliśmy jednak prostą prowokację dziennikarską i jednoznacznie wyszło na jaw, że projekt odrzucono ze względu na wyraźne antypatie komisji wobec naszej grupy. Mamy nagrania rozmów telefonicznych. Projekt, jak można się domyślać, przekornie odwoływał się do wartości chrześcijańskich i patriotycznych w sposób niebezpiecznie pozytywny. Przedstawiał mural, na którym Polka podnosi meteoryt z papieża, ten sam, którym został on przygnieciony ponad 10 lat temu przez włoskiego artystę Cattelana w „Zachęcie”. Do kanonów dzisiejszej poprawności politycznej w obszarze światowej korporacji sztuki należy tworzenie prac o charakterze antychrześcijańskim, antypatriotycznym, antynarodowym. Nie opowiadamy się za żadną opcją polityczną, zależy nam przede wszystkim na równowadze, wolności artystycznej i demokracji w sztuce. A tych na pewno obecnie brakuje.
Niektóre Wasze działania – jak „Papież Jan Paweł II leworęcznie błogosławiący” lub krzyż zgody ze styropianu – mają wydźwięk wyraźnie dotykający sfery wiary i religii. Jakich reakcji oczekiwaliście, a z jakimi się te dzieła spotkały?
Temat religii, śmierci, wartości uniwersalnych mocno nas interesuje. Wytykamy pewną śmieszność sztuce współczesnej, która unika tematów religijnych jak diabeł wody święconej. Artysta podejmujący ten temat w sposób pozytywny skazuje się na obciach i potępienie. Sztuka współczesna natomiast z powodzeniem korzysta z prowokacji antychrześcijańskich, które natychmiast znajdują swoje miejsce w topowych muzeach i kolekcjach na świecie. Chociażby wspomniany Cattelan czy Andres Serrano, który utopił krucyfiks we własnym moczu. Wideo Wojnarowicza, na którym mrówki obłażą ciało na krucyfiksie, w bardziej konserwatywnej placówce – Muzeum Smithsonian w Waszyngtonie – ocenzurowano, ale natychmiast po tym zakupiono je do kolekcji MoMA [Museum of Modern Art w Nowym Jorku – przyp. red.].
Właściwie nie wiemy, skąd bierze się aż taka antypatia. Również Stach Szabłowski w magazynie „Hiro” w artykule o naszych obrazach z papieżem pisze o JPII: „To najbardziej rozpoznawalna twarz w Polsce, reprodukowana bez końca i wszędzie – z wyjątkiem poważnej sztuki”. Wśród wyjątków od reguły jako najważniejszy tuż za Cattelanem umieszcza nasz obraz „Deszcz meteorytów” i zapowiadaną na tegorocznym biennale w Wenecji realizację pracy „Polka podnosząca meteoryt z papieża. 21:37”. Tę samą, którą odrzucono na Art Boom.
Reakcje publiczności na nasze prace można by określić jako dezorientację, niepewność. Bierze się to stąd, że dziś pierwsze, czego wymaga się od dzieła, to jasnego określenia się, po której stronie barykady politycznej stoi artysta. Aby widz nie miał problemów z określeniem się, czy jest za, czy przeciw. U nas jest ta niepewność, po jakimś czasie można odkryć, że praca jednak ma drugie dno albo odwrotne znaczenie. Pozostawiamy miejsce wolne dla interpretacji, raczej prowokujemy do tego, aby nie popadać w łatwe pułapki politycznych schematów. Nie wszyscy mają świadomość, że nigdy w historii manipulacja nie była stosowana na taką skalę jak dzisiaj przez świat korporacji i mediów. A przedstawiciele świata i rynku sztuki tylko zacierają ręce z takiego obrotu sytuacji, idealnie wpisując się we współpracę ze strukturami władzy.
Razem z całą Polską „świętujecie” ważne rocznice – śmierć Jana Pawła II, katastrofę w Smoleńsku. Dlaczego te wydarzenia stanowią dla Was inspirację?
Podciągamy się do modnego ostatnio w obszarze sztuki tematu czczenia pamięci. Dbamy o to, aby tak kluczowe wydarzenia nie zostały pominięte, ponieważ kuratorzy we współpracy z artystami działają niesłychanie wybiórczo. Doceniamy oczywiście to, że temat Holocaustu, pamięć są traktowane z szacunkiem i kultywowane przez sztukę. Konsekwentnie obecne są wszędzie. Na przykład nasz „obciachowy, patriotyczno-religijny” projekt z Polką podnoszącą meteoryt z papieża słusznie przegrał ze znakomitą izraelską artystką Yael Bartaną, która w pawilonie „Polonia” w Wenecji zaprezentuje projekt o Żydowskim Ruchu Odrodzenia w Polsce i o polskim antysemityzmie. Ale ostatnio coś zaczyna się powoli zmieniać, ponieważ np. na wystawie, którą Anda Rottenberg szykuje na jesień w Berlinie, Mirosław Bałka ma podobno pokazać „Św. Wojciecha” z 1987 roku (praca została wykonana w latach, kiedy modne było tworzenie prac prokatolickich przeciw komunie). Delikatne zmiany w podejściu zaczęły się pojawiać z chwilą, kiedy Watykan zapowiedział swój plan otwarcia się na sztukę współczesną. W 2013 roku Watykan ma nawet mieć swój pawilon na biennale w Wenecji. A takiego mecenatu, klienta, nie można po prostu odpuścić. Teraz ponownie temat religii wchodzi na salony, a przecież naszym głównym dążeniem jest to, aby być modnymi.
Dlaczego w Waszej twórczości tak często pojawia się motyw krzyża? Jakie znaczenie ma dla Was ten symbol?
Hm, krzyż jest dla nas między innymi symbolem korzeni naszej kultury, cząstką genów europejskości. Nie uważamy, aby były to geny złe i zasługiwały na aż takie potępienie ze strony sztuki współczesnej. Jest to raczej chwytliwy temat na prostą i skuteczną prowokację, dzięki której artysta może w łatwy sposób dodać plus do własnej biografii i podnieść swoje notowania na rynku.
Czy wiecie już, co stało się z krzyżem, który ustawiliście przy rzeźbie Anny Abakanowicz „Nierozpoznani” na poznańskiej Cytadeli?
Krzyż zniknął... Prowadzimy na ten temat własne śledztwo, może część informacji na ten temat pojawi się w pierwszym numerze naszego magazynu o sztuce „Art Police Gazette”. Inauguracja już w czerwcu na biennale w Wenecji.
Z grupą artystyczną The Krasnals rozmawiała Agnieszka Furmańczyk
Anna Abakanowicz. Anana Kofana.
ReplyDelete