(polemika m.in. z tekstem Marcina Krasnego „Polska Żółć, czyli „Sztuka gniewu” w toruńskim CSW”, który ukazał się na Obiegu 13.11.2011)
http://www.obieg.pl/rozmowy/23005
Europejski Kongres Kultury 2011, Wrocław przed Halą Ludową; Akcja The Krasnals i Pomarańczowej Alternatywy COMMON TASK 3 – POWRÓT JEDI / rzeźba społeczna |
Wystawa Thymos wybudza z marazmu polski establishment sztuki
Wystawa THYMOS ciągle budzi kontrowersje, wywołuje lawinę sprzeciwów. Protestów pochodzących z lewej strony barykady, wobec prawego skrętu ekspozycji. Prawe zabarwienie, jak wiadomo stało się niedopuszczalne w ostatnich latach, i obszar sztuki nie jest tu wyjątkiem. Wręcz przeciwnie, to tu w sposób jednoznaczny i jaskrawy dominuje tzw. liberalno-lewicowa ortodoksja. Przytoczmy tu celne spostrzeżenie Alicji Żebrowskiej: „paradoksalnie dzisiaj w Polsce to strona "prawa" jest bardziej wywrotowa niż lewica, która się zdegenerowała, jak każda opcja polityczna, która przesyciła się władzą.” Jeszcze mało kto dostrzega, że role się odwracają i to lewica pogrąża sztukę w coraz większym marazmie i konserwatyzmie. Przypomnijmy słowa Stefana Chwina, wygłoszone podczas debaty zorganizowanej przez Obywateli Kultury o roli marginesu Kultury Krytycznej, która: zawodowo zajmuje się wytrącaniem umysłów z równowagi, to znaczy czasem potrząśnie kimś, żeby nie zasnął. Po drugie: jak długo ten margines istnieje, możemy mieć pewność, że demokracja jeszcze jako tako oddycha. Warto pamiętać, że nie przypadkiem wszystkie ruchy antydemokratyczne zawsze zaczynają od uderzenia w ten margines czyli w awangardę w sztuce. Odpowiedzmy sobie szczerze – jakiego marginesu sztuki za wszelką cenę próbuje się dziś nie dopuścić do głosu? Czy uderzając w „niepoprawną” wystawę Thymos nie inicjuje się ruchów antydemokratycznych? Czy nie jest ona porządnym potrząśnięciem lewicy, a zwłaszcza osób ślepo z nimi sympatyzujących, aby nie zasnęła?
Populizm i hipokryzja nowej lewicy
Prawdą jest, że salony sztuki zalewają od kilku lat wystawy organizowane przez obóz nowej lewicy - mający pretensje do bycia polską Mniejszością Intelektualną, z niewybrednymi wymaganiami, jak określa to Miłosz - skazaną na życie na wyspach w morzu zwykłych podatników. Trzymający się kurczowo pozorów roli Kultury Krytycznej aby nie stracić finansowania przez państwo. W istocie jednak - jawnie prowadzący swoją propagandę polityczną. Kiedy jednak pojawia się polityczność na wystawie nie z tej strony co „trzeba”, choćby dla zwykłej próby równowagi i utrzymania demokracji, lewa strona wpada w panikę w obawie przed utratą swej cennej pozycji i grantów, traktuje to jako prowokację i posuwa się do różnych kuriozalnych stwierdzeń w sposób zabawny przeczących ich własnej ideologii. Bo ideologia ta, a co za tym idzie i działania – są następstwem sprytu przede wszystkim, wykorzystującego dominujące trendy, co jest objawem konformizmu i karierowiczostwa. Buntownicza postawa jest tylko narzędziem do osiągnięcia tych płytkich korzyści.
I tak z ust młodego poprawnego krytyka z szeregów obecnego lobby, Marcina Krasnego usłyszeliśmy ostatnio na Obiegu.pl wspaniałe słowa, które co niektórzy pseudo obrońcy wolności i niezależności sztuki powinni oprawić sobie w ramkę. Wstawić swoje nazwisko w miejsce toruńskiego kuratora i powtarzać co rano jak mantrę:
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jeden z najbardziej wyrazistych polskich kuratorów, Kazimierz Piotrowski, po otwarciu ostatniej wystawy w toruńskim CSW byłby już tylko wspomnieniem.
Co ciekawsze, takie jawnie populistyczne posunięcia i zachowania stają się symptomatyczne wśród zazwyczaj młodych intelektualistów kręgu sympatyzującego z Krytyką Polityczną. A jak wiadomo - i co Krytyka Polityczna sama otwarcie głosi – organizacja ta wykorzystuje sztukę tylko i wyłącznie do promocji własnych celów propagandowych, które są na dodatek sowicie wspierane finansowo przez państwo. Otwórzmy sobie obojętnie jaki chwalebny artykuł pana Krasnego, np. z Wprostu na temat któregoś z „czołowych” gwiazdorów naszego poletka sztuki. Proponujemy naszego ulubieńca – Artura Żmijewskiego. Weźmy te pańskie słowa, które są znamienne i włóżmy je z powrotem do pańskich ust. Jak one się mają w stosunku do tego, co obecnie pan pisze o panu Piotrowskim i wystawie Thymos:
Wiadomo już, że w 2012 r. będzie kuratorem prestiżowego Biennale Sztuki w Berlinie, które stanie się zapewne najbardziej politycznym z dotychczasowych. Sam Żmijewski mówi: „Każdy skutek kojarzy się z władzą, a posiadania władzy sztuka obawia się najbardziej. Kłopot tylko w tym, że tę władzę ma. Ma władzę nazywania, definiowania, ingerowania w porządki kulturowe, wytwarzania nacisku na elementy struktury społecznej”.
Albo z tekstu o Joannie Rajkowskiej na temat jej projektu w Turcji:
Trudno sobie wyobrazić podobny projekt w jakimkolwiek innym kraju europejskim, bowiem żaden nie przeszedł ostatnio aż tak gwałtownych przemian w tak krótkim czasie. Jego znaczenie może być jednak interesujące dla każdego mieszkańca kraju, w którym ruchy modernizacyjne zderzają się z tradycją i konserwatyzmem, a radykałowie powołują się na religijne korzenie kultury narodowej. Czyli dla każdego z nas… Joanna Rajkowska, komentując ten kontekst, jest bardzo radykalna: – Myślę, że Polska potrzebuje teraz takiego Atatürka, który opodatkowałby Kościół, znacjonalizował wszystkie dobra kościelne, zamknął klasztory i wysłał księży na roboty publiczne. Jestem za tym całym sercem.
Jest to tylko jeden z wyrazistych przykładów na typowe populistyczne zagrywki dzisiejszych krytyków systemowych, którzy zajmują stronę słuszną w zależności od tego jak wiatr zawieje. Z powodzeniem stosują metodę zgodnie jeszcze ze wskazówkami Marka Twaina „Najpierw zgromadź fakty, potem możesz przekręcać je tak, jak ci się tylko podoba.” Także proszę ważyć słowa! Bo całe to pana wychwalane pod niebiosa towarzystwo byłoby zaledwie pyłem rozproszonym w nicości!
Wystawa paradoksalnie odniosła wielki sukces
Symptomatyczne stało się również coś innego. A mianowicie - w związku z toruńską wystawą pojawiło się mnóstwo pytań i problemów nierozwiązanych, dotyczących kwestii fundamentalnych. Zatem paradoksalnie, wystawa ta odniosła wielki sukces! Skoro się tyle o niej mówi, znaczy że jest potrzebna. Skoro wycofano z niej niektóre prace, znaczy że jest potrzebna. Skoro prowokuje do dyskusji i wywołuje tyle głosów sprzeciwu, znaczy że jest potrzebna, zwłaszcza dla strony sprzeciwiającej się, i trzeba zacząć o tym rozmawiać. Argument ten jest kluczowy i akcentowany wielokrotnie przez takie autorytety jak Anda Rottenberg, Bogdan Zdrojewski, czy Joanna Rajkowska. Akcentują oni, że kiedy pojawia się bunt wobec wystawy czy dzieła sztuki, kompromitują się osoby protestujące, a nie sztuka. Tak np. Bogdan Zdrojewski w roli skompromitowanej przedstawił stronę niemiecką, która widocznie nie jest intelektualnie gotowa na przyjęcie tak znakomitej i wstrząsającej pracy jaką jest „Berek” Żmijewskiego na wystawie Obok w Berlinie. „Co ten incydent pokazuje? Że w tej materii, jeżeli chodzi o wrażliwość, jeżeli chodzi o estetykę, jeżeli chodzi o przygotowanie edukacyjne, w tym jednym przykładzie, pokonaliśmy naszych sąsiadów. Zdjęcie pracy paradoksalnie służy samej wystawie, dlatego że dyskusja o tym zdjęciu jest bardzo pouczająca, zwłaszcza dla strony niemieckiej.” Ponadto, powtórzmy za Andą Rottenberg, że „Dzieło sztuki nie powstaje z intencją obrażania kogoś. Ono pokazuje problem”. Odbiorca sztuki powinien to zrozumieć zamiast czuć się obrażonym i zdegustowanym np. „Berkiem” Żmijewskiego, kupą zrobioną przez pana Markiewicza, czy Gniewem w Toruniu.
Przemysław Wielgosz tłumaczy to zjawisko przy okazji projektu Minaret Joanny Rajkowskiej w „Le Monde diplomatique” "I to jest właśnie największe przewinienie artystki. Naruszyła prawdziwe narodowe tabu – tabu, od którego zależy nasze dobre samopoczucie.” Wystawa Thymos wyraźnie narusza dobre samopoczucie osób identyfikujących się z lewicą. Zatem – czy nie należałoby przypuszczać, że w tym kryje się ogromna wartość, że tam właśnie leżą ogromne zasoby do przepracowania dla środowiska, które być może ogarnął marazm i zdegenerowanie?
Dalej próbka gotowych tekstów, w które z powodzeniem wkleiliśmy słowo Thymos:
Z artykułu na Indeksie 73: wystawa Thymos otworzyła całą paletę ważnych tematów i wzbudziła gorące dyskusje. Projekt już teraz ma ogromną wartość w sferze symbolicznej.
Mamy nadzieję, że decydującego głosu w sprawie realizacji tego projektu nie będą miały uprzedzenia, a wszelkie osoby, które chcą wyrazić swoją opinię, uczynią to w sposób merytoryczny i pokojowy, bez nawoływania do cenzury w imię strachu przed poglądami których nie popierają.
Jak się okazuje, strach jest, niepewni swej odporności nawet wycofują swe prace z wystawy w obawie przed zarazą (jeszcze inni będą o nich mówić że przeszli na drugą stronę!).
Z innego tekstu o minarecie http://www.malta-festival.pl/index.php/pl/program/18,22,355 : emocje o wystawie Thymos okazały się na tyle silne, że wyzwoliły gorącą debatę w sferze publicznej. Emocje te wyrażane były zarówno przez artystów, w tym tych którzy wycofali prace z wystawy, jak i szerzej przez polskie media i publiczność. Towarzyszące im podziały naruszyły dotychczasowe linie demarkacyjne w obrębie różnych środowisk. Thymos wywołał bowiem szereg trudnych pytań – nie tylko o polityczne zaangażowanie sztuki, nie tylko o tożsamość Polaków, ale szerzej - o polski i europejski stosunek do patriotyzmu, które jak dotąd w polskiej przestrzeni artystycznej nie były w takim świetle tak mocno stawiane.
Co oznacza wystawa będąca niepoprawnym dziełem sztuki?
Lubimy ludzi, którzy bez wahania mówią to, co myślą, pod warunkiem, że myślą to samo, co my. To kolejna reguła zaakcentowana przez Marka Twaina, sprawdzająca się mimo innych zupełnie założeń o tolerancji lewego towarzystwa establishmentu.
Rozpatrzmy ją na przykładzie bardzo ciekawego stwierdzenia pana Krasnego: Szkoda, że tak błyskotliwy kurator w imię wyznawanej przez siebie ideologii zrealizował tak kiepską wystawę. Jego wcześniejsze projekty - choćby słynna „Irreligia" czy „Neuropa", „Inc." lub „Dowcip i władza sądzenia" - stawiały przed widzem intelektualną poprzeczkę niezwykle wysoko. Tym razem tak nie jest. Oczywiście że kiepskie dla danego obozu politycznego są wystawy które popierają obóz przeciwny, a znakomite są te, które wspierają „słuszną” propagandę. I dlatego wystawy wcześniejsze jak „Irreligia" czy „Neuropa", „Inc." lub „Dowcip i władza sądzenia" są bliskie sercu pana Krasnego, a wystawa Thymos nie. Swoją drogą powiedzonko „wysoko postawiona intelektualnie poprzeczka” stało się jakimś magicznym wartościującym frazeologizmem, kluczem stosowanym chętnie przez takie osoby jak Sławomir Sierakowski (podczas wywiadu dla The Krasnals TV na wernisażu Pawilonu Polonii na Biennale w Wenecji w czerwcu 2011). Bynajmniej jednak poprzeczki stawiane przez samą Krytykę Polityczną nie są ani intelektualne ani wysokie. Tym bardziej że zazwyczaj – o zgrozo - stawiają je sobie sami nawzajem, będąc jedynymi ostatnio zarówno organizatorami jak i uczestnikami zagarnianych przez siebie kluczowych imprez kulturalnych. Stanowią, jak to określają, „Mniejszość, która wybiła się na Intelektualną Podmiotowość”. Natomiast logicznie rzecz ujmując sądzimy, że poprzeczka postawiona nie tam gdzie się jej spodziewa, na obcym terenie, może być dopiero realnym, rzeczywistym wyzwaniem, które warto podjąć.
Czy takie stawianie wyzwań nie jest rolą właśnie sztuki i kultury krytycznej? Wiele osób krytykujących „Gniewną” wystawę zarzuca jej, że oddzielne dzieła sztuki na tej wystawie nie wyrażały koncepcji kuratora, były w opozycji do jego poglądów. Jednak sięgnijmy do nie tak dalekich źródeł historii i okaże się, że wystawa kuratorska może stanowić byt będący odrębnym dziełem sztuki – wraz ze swoimi wszystkimi prawami i przywilejami! W tym kluczowe dla sztuki wolność i swoboda wypowiedzi. A zaczęło się od szwajcarskiego guru w tej dziedzinie – Haralda Szeemanna – w jakimś sensie przywódcy duchowego współczesnych kuratorów, również polskich, z Andą Rottenberg na czele. Krótkie wyjaśnienie na czym polega to zjawisko znajdziemy w listopadowym Arteonie w tekście „Edukacja i curating” Szymona Piotra Kubiaka: Za wzór [wolnego kuratora] służył szwajcarski „ausstellungmacher” Harald Szeemann, autor pamiętnej ekspozycji documenta 5. To właśnie wtedy, w 1972 roku, wystawę zbudowano wokół jednego przewodniego tematu, a sama koncepcja kuratorska – w podobny sposób, jak to miało miejsce w aranżacjach Marcela Duchampa dla wystaw surrealistów – stała się niezależnym dziełem sztuki. Kurator-kreator wybrał do swego pokazu dzieła nie na podstawie ich związków formalnych, przynależności do szkół i kierunków, lecz zderzył je w kontraście, niekiedy intuicyjnie.
Polskiemu bywalcowi galerii sztuki znana jest metoda Szeemanna głównie dzięki jego ekspozycji z okazji 100-lecia stołecznej Zachęty (2000/2001). Przegląd naszej sztuki nowoczesnej dokonany z perspektywy outsidera okazał się wówczas orzeźwiającym, choć dla wielu trudnym do zaakceptowania „przepisaniem podręcznika”.
Kazimierz Piotrowski mówi, że zrobił tę wystawę, aby wyrazić swoją wizję, swoje odczucia, swój gniew. Harald Szeemann powiedział kiedyś: Kuratorzy to dziwni ludzie, którzy potrafią śnić, którzy doświadczają szybkich iluminacji, w których duszach nie znajduje się kierujący decyzjami parlament. Zasada wprowadzona przez Seemanna została zaakceptowana i weszła w życie jako globalny curating na całym świecie. Jednak pojawił się problem przy wystawie Thymos, gdzie wszystko odpowiada przyjętym standardom, prócz oczekiwanej poprawnej treści. Czy czegoś nam to nie przypomina, czy nie jest to kolejny znak w dziejach historii zapowiadający potrzebę zmiany warty…?
Kim są bękarty The Krasnals?
Bardzo ciekawy, godny polecenia jest fragment o nas, gdzie pan Krasny pisze:
Z bojowym tonem kuratora dobrze współgra praca grupy młodych i sfrustrowanych artystów, zazdrosnych o swych bardziej utalentowanych kolegów. Nazwę ich grupy litościwie przemilczę, jedyną bowiem ich propozycją intelektualną były kartki pełne inwektyw rzucanych w kierunku „Krytyki Politycznej" i kilkorga najbardziej uznanych polskich artystów. Tym chamskim akcentem kończy się wystawa.
Polecamy jednak trafniej pasujący fragment innego tekstu, w którym nazwisko Uklańskiego zamieniliśmy na The Krasnals:
„Nie ma nic lepszego niż dobre nieporozumienie" i sądzę, że to jest doskonały klucz do ich twórczości. The Krasnals zwodzą, nawet oszukują, przy czym wybierają do tego najbardziej oświetlone ścieżki, najbardziej zgrane klisze i skompromitowane do cna estetyki. To artyści, do których przylgnęła łatka twórcy „łatwego”, tymczasem jest dokładnie odwrotnie: The Krasnals jako jednym z nielicznych udaje się zirytować przewidywalny do bólu świat sztuki. Bo okazuje się, że największe oburzenie wywołuje dziś nie radykalizm, tylko epatowanie złym smakiem i wodzenie odbiorców za nos. Przy odbiorze prac The Krasnals zawsze trzeba przebić się przez wierzchnią warstwę, żeby dotrzeć do tego, co w nich najważniejsze i najciekawsze. Gdzie ukryta jest furtka do innej, znacznie głębszej historii.
Czas na zmianę warty, ale stara awangarda próbuje przekonać, że czas stanął w miejscu.
Po 10 latach od skandalu z papieżem przygniecionym meteorytem przez Cattelana w warszawskiej Zachęcie, doszliśmy do innej skrajności, będącej daleko od idei wolności w sztuce. Wówczas konserwatywne środowisko skompromitowało się swoim zaściankowym, niedemokratycznym podejściem do sztuki.
Pisano wówczas: Paradoksalnie - zniechęta powinna wyjść z kmicicowo-papieskiego zamieszania wzmocniona. Skompromitowali się bowiem przede wszystkim ci, którzy usiłowali niszczyć wystawiane w niej dzieła sztuki. Okazało się, że w publicznych galeriach można jednak wystawiać również dzieła sztuki w polemiczny sposób odnoszące się do problemów związanych z kościołem katolickim i władzą papieską. Zniechęta stoi tym samym przed niepowtarzalną szansą prowadzenia bardziej radykalnej niż zuj polityki artystycznej.
Napiszmy zatem i teraz: Paradoksalnie – sztuka w duchu Thymos powinna wyjść ze smoleńskiego zamieszania wzmocniona. Skompromitowali się bowiem przede wszyscy ci, którzy usiłowali niszczyć tę wystawę. Okazało się, że w publicznych galeriach można jednak wystawiać również dzieła sztuki w polemiczny sposób odnoszące się do problemów związanych z polityką. Sztuka stoi tym samym przed niepowtarzalną szansą prowadzenia bardziej radykalnej niż dotąd polityki artystycznej.
Powtórzmy zatem jeszcze raz przytoczone na początku słowa: „paradoksalnie dzisiaj w Polsce to strona "prawa" jest bardziej wywrotowa niż lewica, która się zdegenerowała, jak każda opcja polityczna, która przesyciła się władzą.” Jeszcze mało kto dostrzega, że role się odwracają i to lewica pogrąża sztukę w coraz większym marazmie i konserwatyzmie.
Co z tego wyniknie, zobaczymy. Na razie osoby jak The Krasnals czy Kazimierz Piotrowski, uznawane są za dziwaków. Jednak role szybko się zmieniają i jak mówi odnaleziony dziś przez nas na nowo Mark Twain - Człowiek z nowymi pomysłami jest wariatem, dopóki nie odniesie sukcesu.
Chcielibyśmy podziękować panu Krasnemu za tekst o polskiej żółci, gdyż za sprawą swojego skrajnego braku profesjonalizmu stał się dla nas inspiracją do głębszej analizy kluczowych zjawisk związanych nie tylko z wystawą, ale z aktualną kondycją sztuki współczesnej.
Na koniec zacytujmy fragment naszego listu do dyrektora CSW w Toruniu, który bardzo obrazowo i w skrócie przedstawia sytuację:
Dobrze wiemy, że od dłuższego czasu w galeriach i muzeach prezentowane są prace skrajnie lewicowe. Przykładem takiej sytuacji jest Biennale w Wenecji gdzie prezentowana jest lewicowa praca Yael Bartany wzbudzająca wiele sprzeciwów. Także czy nie powinno być również miejsca dla skrajnie prawicowej i konserwatywnej myśli?
Czyż nie na tym polega demokracja? Więc zakładamy opcję taką iż w celu odbudowy demokracji w sztuce polskiej możemy przyjmować pozycje skrajnie prawicowe bądź to skrajnie lewicowe wcale nie utożsamiając się z nimi, tworząc odpowiednią fikcję, mistyfikację artystyczną (za Yael Bartaną i jej próbą stworzenia fikcji ruchu politycznego odrodzenia Żydów w Polsce Więc możemy przyjąć iż Kazimierz Piotrowski również stworzył fikcję). W tym tkwi siła sztuki!
Slavoj Zizek: Na tym polega właściwa zmyłka tej kradzieży: ukryć fakt, że w rzeczywistości nie ma czego kraść. W ten sposób konstytutywny brak w Innym zostaje zasłonięty (tzn. podtrzymana zostaje iluzja, że Inny posiadał to, co zostało mu skradzione). Wyjaśnienie nie pada, a zatem sytuacja jest otwarta na bardziej metafizyczne spekulacje…
Litania do artystów upolityczniających sztukę
Zachwycając się niezmiennie słowami pana Krasnego, postanowiliśmy je podkraść w celu stworzenia poniższej litanii:
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jeden z najbardziej wyrazistych polskich gwiazdorów sztuki, Artur Żmijewski, byłby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jedna z najbardziej wyrazistych polskich osobistości sztuki, Paweł Althamer, byłaby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jedna z najbardziej wyrazistych osobistości sztuki w Polsce, Yael Bartana, byłaby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jedna z najbardziej wyrazistych osobistości sztuki w Polsce, Anda Rottenberg, byłaby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jeden z najbardziej wyrazistych polskich gwiazdorów sztuki, Wilhelm Sasnal, byłby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jedna z najbardziej wyrazistych polskich osobistości sztuki, Mirosław Bałka, byłaby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jeden z najbardziej wyrazistych polskich gwiazdorów filozofii i polityki, Sławomir Sierakowski, byłby już tylko wspomnieniem.
Gdyby za upolitycznianie sztuki karano śmiercią, to jedno z najbardziej wyrazistych polskich zjawisk sztuki, The Krasnals, byłoby już tylko wspomnieniem.
….
A oto riposta do tego tekstu pana Marcina Krasnego: http://obieg.pl/teksty/23108
Bibliografia:
Stefan Chwin – „Czy kultura jest nam do życia koniecznie potrzebna?” - tekst wygłoszony podczas debaty zorganizowanej przez Obywateli Kultury –11/09/2011 http://www.instytutobywatelski.pl/2392/komentarze/czy-kultura-jest-nam-do-zycia-koniecznie-potrzebna
Marcin Krasny „Polska żółć, czyli „Sztuka gniewu" w toruńskim CSW” 13.11.2011 http://www.obieg.pl/rozmowy/23005
Marcin Krasny „Przemoc i forma” (o Piotrze Uklańskim) Wprost Numer: 8/2011 (1463) http://www.wprost.pl/autorzy/?A=1973
Marcin Krasny „Solidarni inaczej” Wprost Numer: 1/2011 (1456)
Marcin Krasny „Między słowami” Wprost Numer: Numer: 44/2010 (1447)
Przemysław Wielgosz „Kto się boi minaretu?” „Le Monde diplomatique” http://monde-diplomatique.pl/LMD41/index.php?id=20
Agnieszka Kaim, Lidka Makowska “Debata wokół Minaretu Rajkowskiej” 2009-08-12 http://www.indeks73.pl/pl_,aktualnosci,_,20,_,686.php
„To jest historia minaretu, który nie powstał” opis na stronie Malta Festiwal http://www.malta-festival.pl/index.php/pl/program/18,22,355
Szymon Piotr Kubiak „Edukacja i curating” Arteon 11/2011
SEMINARIUM „1968–1989” dzień trzeci „WYSTAWY I INSTYTUCJE” Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, oprac. Sebastian Cichocki http://www.gazeta-muzeum.pl/artykul.php?id=40
„Zniechęta zwycięska” wpis na stronie Rastra http://raster.art.pl/archiwa/archiwum_fr2000.htm
The Krasnals „List otwarty do dyrektora CSW w Toruniu” w związku z wystawą „Thymos, Sztuka Gniewu”
Slavoj Zizek „Lacrimae Rerum”
Bogdan Zdrojewski – debata „Co dalej z kulturą?” "Studio Kultura Rozmowy" w TVP Kultura 11.11.2011
Anda Rottenberg w programie telewizyjnym „Ring”
„jedyną bowiem ich propozycją intelektualną były kartki pełne inwektyw rzucanych w kierunku „Krytyki Politycznej" i kilkorga najbardziej uznanych polskich artystów”
ReplyDeletePomijając cały kontekst politycznej awantury na wystawie, wasza propozycja artystyczna jest znikomej jakości. Reprezentujecie podobno sztuki plastyczne, a nie tylko ultra prawicową polityczną demagogię. A jeśli już, to starajcie się jak w przeszłości Rodczenko i podobni wojownicy z innego obozu politycznego, przyłożyć się lepiej do plastycznego wyrazu waszych artystycznych propozycji.
Kiedy już minie zawierucha sporów politycznych, on pozostanie kryterium wartości waszych prac.
Ale wlasnie The Krasnals sa "tu i teraz" i to jest ich mocna strona.
ReplyDeleteCo mi sie nie podoba, ze zaniesli w zebach pomaranczowy kolor i czapeczki krasnali politykierom. Wczesniej zrobil to Zdrojewski. Te symbole sa w uzytku od dawna i sa kojarzone z tworcza neutralnoscia, czy tez postawa ktora mozna okreslic jako "thinking ou of the box". Problemy identyfikowane przez The Krasnals sa globalnej natury, a oni polszcza i polszcza. Zreszta jak wy wszyscy. Im mniej Polski w Polsce tym lepiej dla tego kraju.
Anonimowy2
P.S. Jak ktos maluje dla potomnosci, to niech mu potomnosc placi.
A może tekst kuratora tej także jest działaniem artystycznym, pastiszem/syntezą funkcjonujących w Polsce gniewów?
ReplyDeleteOdpowiedź: http://obieg.pl/teksty/23108
ReplyDeletedo tej pory teksty Krasnego śledziłem z umiarkowanym zaciekawieniem, niektóre lepsze, niektóre gorsze; ta recenzja wystawy Thymos to już nie koniecznie, a riposta grupie The Krasnals niestety dno.
ReplyDelete5 minut...?! Chyba czwarty rok i wciaz na topie? A poza tym dlaczego tak nieladnie sie wyrazasz? Nie umiesz inaczej? Zycze troche pokory. A jesli probujesz trollingu, to mowie ci, tak to sie nie robi. Zapoznaj sie najpierw z zasadami, sa w internecie. Pozdrawiam.
ReplyDeletePOPIERAM WAS! ta mizerna złośliwa recenzja na obiegu jest naprawdę marna w porównaniu z konkretnym rzeczowym artykułem punktującym hipokryzję i zakłamanie obecnych autorytetów w świecie sztuki. W obiegu czytam "jak mąż impotent bijący swoją żonę" - TO JEST PRAWDZIWA ŻÓŁĆ która aż wylewa się z monitora!
ReplyDelete