Jaromir Jedliński: W jaki sposób zrodził się Whielki Krasnal?
Z jakich przodków? A może samorodnie? W buncie przeciw czemu i komu?
Whielki Krasnal. The Krasnals: Bunt jest jedną z
najlepszych pożywek dla artysty, przynajmniej dla mnie. Odpala się wtedy
silnik i rozpoczyna się jazda bez trzymanki, nie trzeba dbać
szczególnie o kierunek i detale, bo wszystko dokładnie się wyczuwa. Coś
mi nie pasowało od dłuższego czasu w tym wszystkim, ale oświecenia
doznałem dzięki wybuchowi gwiazdy Sasnala. W pewnym sensie był to błąd
systemowców – że przegięli z wciskaniem kitu. Bo aby manipulacja była
skuteczna, przegiąć nie wolno.
Malowanie, rysowanie, pisanie, organizowanie akcji, no i
jeszcze cała logistyka w związku z konspiracją – co wytwarza swoistą
aurę wokół Was – to wszystko składa się na Waszą robotę i dorobek. Czy
wszystkie te zajęcia i ich efekty są równie ważne?
Potrzebny jest pewien stopień perfekcji. I nie chodzi tu o
szczegółowe planowanie czy postępowanie według jakichś zasad logistyki,
które sobie narzuciliśmy, lecz o rodzaj intuicji funkcjonowania, jak
organizm. Ktoś kiedyś powiedział, że szaleństwo plus organizacja równa
się arcydzieło. Nie mówię, że robimy arcydzieła, ale myślę, że to są dwa
elementy kluczowe dla funkcjonowania artysty i jego sztuki. Jedna część
pracuje na mniejszych obrotach, inna na większych, ale doskonale się
rozumieją i każda włącza się w odpowiednim momencie. Wszystko jest
istotne. Mógłbym powiedzieć, że największy nasz żywioł to malarstwo, ale
na przykład akcje są najżywszą i najefektywniejszą, najbardziej
bezpośrednią metodą działania wśród ludzi. Malarstwo po części spełnia
tę funkcję, ale nie za sprawą galerii, lecz Internetu, obecnie głównie
Facebooka, gdzie odbiór jest natychmiastowy i to wśród ludzi, którzy do
galerii nie zaglądają.
Kiedy i z jakich motywacji Whielki Krasnal przekształcił się –
albo rozrósł – w formację The Krasnals? A przy tym pojawiały się inne
jeszcze wcielenia/mutacje, jak Bansky czy Hałabała. Dlaczego te Wasze
byty się mnożą?
Whielki Krasnal i The Krasnals powstały równolegle. Zebrałem ekipę znajomych. Później na potrzeby projektu Rewolucje nie dla kretynów,
gdzie na miesiąc zamknęliśmy się w pracowni i analizowaliśmy proces
twórczy w kontekście rewolucji przez pryzmat Lacana i Žižka, każdy
wybrał sobie swój krasnalowy pseudonim. Nasze byty, jak sam pan
zauważył, są plastyczne, i takie powinny być jeśli chcemy zachować
naturalność, żywotność i aktualność, mnożą się, odchodzą lub dochodzą.
Ciekawy być może jest tu pewien aspekt – że w takim układzie tego typu
twór artystyczny może nie podlegać upływowi czasu w przeciwieństwie do
konkretnej jednostki, osoby ze swoją stałą datą urodzenia. Hipotetycznie
rzecz biorąc, na przykład Whielki Krasnal czy Krasnal Hałabała przez 20
lat może być osobą w wieku 18 lat. Taki skromny wybieg poza system,
poza reguły czasu – narzędzie, którym bardzo łatwo manipulować i
sterować, umieszczać i skreślać z listy uczestników.
Wasza praca malarska i rysunkowa, teksty, akcje i postawa – w
jednych przypadkach w mniejszym stopniu, w innych w większym – w
całości składają się na najbardziej konsekwentne i prawdziwe w Polsce
ucieleśnienie sztuki krytycznej. To, co robicie w jakiejś mierze wiążę z
tym, co robił Witkacy, po części z tym, co i jak przedstawia (w
pisarstwie, w postawie, w filmie) Houellebecq. Czy Wasza wyostrzona
świadomość i wnikliwa inteligencja (owe dolegliwości) Was męczą, czy
sprawiają Wam perwersyjną przyjemność?
Zmęczenie to może nie, bardziej wkurw – jeśli ktoś jawnie robi ludzi w
konia. Wnikliwość jest faktycznie wciągającym zajęciem. Perwersyjnym,
bo z jednej strony przyjemnym gdy wszystko odkrywa się jak na dłoni,
dołującym, gdyż ludzie nie chcą dowiadywać się jak to jest. I trudno im
się dziwić. Taka wiedza do zdobywania bywa nudna i męcząca. Ale dobrze
jest mieć we wsparciu takich świrów jak Witkacy czy Houellebecq.
Czy anonimowość to jedynie konspiracja, zabieg taktyczny, czy
też zawiera się w niej jakiś bardziej istotny wybór życiowy pozwalający
unikać odgrywania rozmaitych nieprzyjemnych ról na scenie artystycznej?
Rzygałem już tymi biografiami w stylu urodził się tego i tego,
skończył tę czy tamtą uczelnię w takiej a takiej pracowni. Jest to
oczywiście zarazem krytyka systemu, w którym najpierw skanuje się i
ocenia postać twórcy, potem patrzy na jego dzieła. Chciałem zacząć od
czystej karty, aby mój przekaz nie był zniekształcony. Anonimowość rzecz
jasna pozwala mi na więcej manewrów w działaniu, które uprawiam, o
charakterze subwersywnym. Jest to fascynujące doświadczenie życiowe,
gdzie swoją postać można kreować, jednak o wiele bardziej plastycznie i
dowolnie, przeprowadzać więcej eksperymentów niż na swoim oficjalnym ja.
Nie powiem, zahacza to może nieco o schizofrenię. Whielki Krasnal dość
silnie oddziałuje na moją drugą osobowość, która jakby nie było również
funkcjonuje. Fascynujące w pewnego rodzaju frustracji jest też ciągłe
napięcie i kontrola, gdzie, z kim, o czym mogę rozmawiać, kto jest w
naszym temacie. Przyznam, że na początku, te już 6 lat temu, nie
podejrzewałem, że ten buntowniczy zryw przekształci się w projekt
życiowy, bezcenne i fascynujące doświadczenie.
To, co stało się – jak stoi powyżej – „projektem życiowym,
bezcennym i fascynującym doświadczeniem”, dla odbiorców bywa ożywcze
artystycznie, odtykające intelektualnie, a także dodaje otuchy gdy idzie
o morale (wolę przeciwstawiania się) na aktualnej grząskiej scenie
życia artystycznego, owego systemu – że się tak wyrażę – art world
(co Marek Chlanda przekłada jako „półświatek sztuki”). Jak artysta
zdobywa wiedzę i wykształca światopogląd krytyczny, którego niemal wcale
nie spotykamy u powołanych do tego krytyków sztuki, recenzentów,
socjologów, żurnalistów, organizatorów życia artystycznego? Świadomość
nadużyć, układów oraz ich spetryfikowania na polskiej (i nie tylko)
sztucznej scenie prezentowana w Waszych obrazach i rysunkach na te
tematy, a zwłaszcza w Waszych wypowiedziach werbalnych jest wnikliwa i
bezwzględna jak niemal żadnej innej osoby czy instancji, bądź instytucji
w Polsce. Jak, zatem powtórzę, osiąga się taką jak Wasza wyostrzoną
świadomość i wypracowuje i utrzymuje taką jak Wasza sumienną postawę?
Koniec końców jest to pytanie o życiową integralność i artystyczną
uczciwość.
Wykształcenie, wykształcenie autorskie, indywidualne jest podstawą.
Dużo czytam, a więc dużo cytuję, a skoro dużo cytuję, to zapominam
powiedzieć skąd i od kogo pochodzą cytaty. Właściwie okradam trupy i
włamuję się do sarkofagów.
Pakuję sobie te historie do głowy jedna po drugiej, aż powstanie z
nich taki mieniący się kolorami żyrandol. Są dwie najistotniejsze
kwestie dla artysty. Pierwsza to wolność. Nie da się odwszyć z wolności.
Mam tyle wolności ile sam sobie wezmę, ale istotna jest postać wroga,
bo wszystko co żyje musi mieć swego wroga. Ale z drugiej strony, bez
bawienia się, żadne wykształcenie nie ma sensu. Przede wszystkim musisz
umieć zadawać głupie pytania. Tworzenie to ciągłe dopytywanie się, na
przykład „kim jestem?”. No i kolejna kluczowa kwestia – warunkiem
rozwoju duchowego jest wyuzdanie seksualne. Energetyczne odżywianie i
dużo seksu – aby zachować odpowiednią kondycję ciała i umysłu. Bez tych
wszystkich warunków trudno o wyostrzoną świadomość. Mało kto to rozumie
jeszcze w XXI wieku. Impotencja symboliczna i w końcu ta rzeczywista
sprawiają, iż całe tabuny krytyków, polityków, czy innych aktywistów
muszą przejść na system pasożytniczy i wówczas tworzą to co tworzą.
jesienią 2014 roku
AROMIR JEDLIŃSKI (ur. 1955) – niezależny kurator,
krytyk. Studiował historię sztuki – Uniwersytet Adama Mickiewicza w
Poznaniu / Courtauld Institute, University of London. Uczestnik ruchu
kultury niezależnej w latach 1970-tych i 1980-tych. 1991-1996 – dyrektor
Muzeum Sztuki w Łodzi, gdzie pracował od 1980 roku. 2006-2008 –
kierownik Galerii Foksal w Warszawie. Opublikował kilkaset tekstów oraz
rozmów z artystami w katalogach wystaw i czasopismach w Polsce i w
świecie, regularnie ogłasza je także w portalu O.pl.
Zorganizował i współorganizował ponad 200 ekspozycji w Europie, USA,
Japonii i Izraelu. Ostatnio przygotował m. in. takie wystawy, jak: Marek Chlanda. ‘Beatyfikacje 2006-2007’ w Muzeum Narodowym w Poznaniu (2009/2010), czy Joseph Beuys | Tadeusz Kantor. Pamięć (Beuys | Kantor: Remembering), w Israel Museum w Jerozolimie (2012).
No comments:
Post a Comment